Ben Gurion

Każdy, kto wierzy, że nie można zmienić historii, nigdy nie próbował pisać swoich wspomnień” – Ben Gurion

Tel Awiw, rok 2000
Kiedy w marcu 2000 r. na lotnisku w Tel Awiwie wylądował papież Jan Paweł II na jego powitanie przybyli najwyżsi rangą ówcześni przedstawiciele państwa izraelskiego. Papieża Polaka witali więc prezydent Ezer Weizman, premier Ehud Barak, naczelny rabin Israel Meir Lau, prezes Yad Vashem Szewach Weiss oraz dziesięciu ministrów. Zanim nastąpiło oficjalne powitanie miało miejsce ciekawe zdarzenie. Papież, premier, naczelny rabin oraz prezes Yad Vashem zostali sami – poza protokołem i bez tłumaczy. Po chwili kłopotliwego milczenia spontanicznie zaczęli rozmawiać w języku, który akurat wszyscy znali: po polsku. Wbrew pozorom było to zupełnie naturalne. Jan Paweł II był rodem z Wadowic, matka Ehuda Baraka pochodziła z Warszawy, Israel Meir Lau jako dziecko mieszkał w Piotrkowie Trybunalskim, a Szewach Weiss urodził się w Borysławiu. Jakby tego było mało, całe zajście miało miejsce na lotnisku imienia Ben Guriona, który pochodził z Płońska.
W pewnym sensie kontynuacją historii polskich Żydów jest współczesne państwo Izrael. Pierwsi przywódcy Izraela Dawid Ben Gurion i Menachem Begin byli polskimi Żydami lub – używając innej narracji – Żydami z Polski. Pierwszy z nich urodził się w Płońsku. Drugi, Mieczysław Biegun vel Menachem Begin, absolwent Wydziału Prawa na Uniwersytecie
Warszawskim, trafił do Palestyny wraz z armią generała Andersa. Profesor Szewach Weiss polskie sztetle określił „wylęgarnią premierów” – z dwunastu premierów Izraela czterech urodziło się w Polsce, a dwóch miało rodziców pochodzących z Polski (lub obecnej Litwy). Wszyscy natomiast mieli korzenie aszkenazyjskie, wschodnioeuropejskie.
Współcześnie bodaj najbardziej rozpoznawalną postacią w Izraelu jest jeden z twórców tego państwa, lider ruchu syjonistycznego w Palestynie, niekwestionowany przywódca polityczny, wielokrotny premier rządu – Dawid Ben Gurion.
Ten dobrodusznie wyglądający, niewysoki mężczyzna z fantazyjnie zmierzwionym wiankiem siwych włosów stał się, zwłaszcza dla młodego pokolenia, ikoną popkultury. Jego sympatyczne karykatury i wizerunki występują często obok w pewien sposób podobnej postaci Alberta Einsteina. Osobliwy wygląd był co najwyżej efektem ekscentryzmu obu genialnych osobowości, zarówno naukowca, jak i polityka. Mało brakowało, by również Albert Einstein przeszedł do historii nie tylko jako najwybitniejszy fizyk, twórca teorii względności, lecz także jako polityk. Były bowiem plany powierzenia stanowiska pierwszego prezydenta Izraela właśnie jemu. Ostatecznie pierwszym prezydentem został przyjaciel Einsteina, również wybitny naukowiec, Chaim Weizmann, urodzony w Motolu, położonym w końcu XVIII wieku w powiecie pińskim, obecnie Białoruś.

Płońsk, rok 1886
W przypadku Ben Guriona łagodna powierzchowność mogła okazać się myląca. W gruncie rzeczy za dobroduszną fasadą krył się niezwykle twardy i skuteczny polityk, wszechstronny intelektualista i fanatyk idei syjonizmu. Jego osobowość kształtowała się w płońskiej społeczności żydowskiej, na którą w większości składała się uboga ludność trudniąca się rzemiosłem i handlem, nieliczni przedstawiciele klasy średniej oraz kilka rodzin arystokratycznych. Sam Płońsk końca XIX wieku był peryferyjnym sztetlem, jakich było wiele w carskim imperium. Miasteczko nie miało kanalizacji, wodociągów i połączenia kolejowego. Mimo to i tu docierały echa haskali, żydowskiego oświecenia, popularnego zwłaszcza wśród rodzin klasy średniej. Większość mieszkańców stanowili jednak ludzie silnie związani z tradycją i religią, edukujący dzieci w chederach i szkołach religijnych. Dzięki zacofaniu i pewnej izolacji Płońsk pozostał miastem spokojnym, który szczęśliwie omijały burze pogromów i prześladowań.
Antysemicka polityka caratu została skutecznie zaimportowana na tereny okupowane, w tym również Królestwa Polskiego. Polityczna i społeczna manipulacja rosyjskich władz zaborczych podsycała wrogość Polaków, Ukraińców, Kozaków, Bałtów w stosunku do Żydów. Używano sprawdzonych metod i środków – wykorzystując etniczne lub narodowe antagonizmy aparat carski rozbudzał wzajemną niechęć. Owe działania były częścią programu asymilacji rozumianej jako całkowite wynarodowienie wszystkich grup etnicznych zamieszkujących carskie imperium. Niespotykana dotąd skala pogromów i prześladowań Żydów w Europie Wschodniej spowodowała masową emigrację i przyczyniła się do rosnącej popularności syjonizmu. Wielkie fale exodusu rozpoczęły się po roku 1882 i od tego czasu rokrocznie z Europy Wschodniej wyjeżdżało od kilkudziesięciu tysięcy do kilkuset tysięcy Żydów. Tylko w latach 1905–1906, znanych jako czas pogromów, z Rosji uciekło na Zachód ponad dwieście tysięcy prześladowanych. Masowa emigracja Żydów występowała równocześnie w różnych krajach regionu – dotyczyło to między innymi Rumunii i Galicji. Mimo tego populacja Żydów Wschodnich nie zmniejszyła się i do roku 1914 nadal wynosiła około pięć i pół miliona w Rosji. Zgodnie z szacunkami historyków mniej więcej dwa i pół miliona żydowskich emigrantów zbilansowało przyrost naturalny w tym okresie.
Na przestrzeni wieków aktywność polityczna wśród Żydów była zjawiskiem rzadko spotykanym. Dynamiczny i o znacznej skali rozwój żydowskiej myśli politycznej na przełomie wieków XIX i XX spowodowany był w takim samym stopniu narastaniem antysemityzmu, jak i kryzysem społecznym końca XIX stulecia.
Naturalną koleją rzeczy sympatie polityczne Żydów zaczęły koncentrować się na dwóch równoległych kierunkach: syjonistycznym i lewicowym. Nurt nacjonalistyczny, utożsamiany z syjonizmem, oraz całkowicie przeciwne mu ruchy socjaldemokratyczne stopniowo zastąpiły haskalę i pokrewne jej ruchy asymilacyjne. Z czasem pojawiały się też partie syjonistyczne o zabarwieniu lewicowym, a także radykalne odłamy anarchistyczne i komunistyczne.
Polityczne zmagania dotarły również do prowincjonalnego Płońska, choć przyjmowały tu rozmiar i formę adekwatną do miejsca. Na przykład pewnemu młodzieńcowi, który planował wyjazd do Palestyny, ojciec ukrył ubrania, tak by syn nie mógł opuścić domu. W kręgach młodych ludzi dyskusje koncentrowały się na tym, czy zdobywać wykształcenie w Polsce, czy wyemigrować do Ameryki, a może zostać syjonistą i wyjechać do Palestyny.
Dawid Grün przyszedł na świat w 1886 r. jako najmłodszy z czterech synów Awigdora Grüna. Grünowie byli rodziną średnio zamożną, aspirującą do klasy średniej żydowskiej społeczności Płońska. Ojciec Dawida odziedziczył po swoim ojcu profesję winkeladvokat – lokalnego doradcy prawnego. Rodzina Grünów nie narzekała na niedostatek, a dzieciństwo Dawida było stabilne i spokojne. Idąc z duchem czasów, Awigdor Grün wyznawał nowoczesne oświeceniowe poglądy, a wraz z narodzinami idei syjonistycznych pod koniec XIX w. stał się ich orędownikiem. Wstąpił do organizacji syjonistów – Chowewej Syjon, a jej idee zaszczepił synom, zwłaszcza najstarszemu Abrahamowi i najmłodszemu Dawidowi.
Dawid był emocjonalnym i wrażliwym młodzieńcem, pasjonującym się literaturą i poezją hebrajską i rosyjską, z czasem również filozofią. Był silnie związany z rodziną, zwłaszcza z matką, którą utracił w wieku 11 lat. Jej odejście pozostawiło w nim niezabliźnioną ranę na całe życie, prawdopodobnie miało też wpływ na jego osobowość i wrażliwość rodzinną. Odznaczał się oddaniem i lojalnością wobec garstki przyjaciół, z którymi dzielił pasje młodego syjonisty. Postanowił, że będzie studiować i posługiwać się na co dzień językiem hebrajskim. Wzorem twórcy nowożytnej hebrajszczyzny, Eliezera ben Jehudy, który od narodzin swoich dzieci wprowadził rygor posługiwania się wyłącznie tym językiem w domu. W owym czasie wykształceni i oświeceni Żydzi zwani maskilim, myśleli o wskrzeszeniu ustnego hebrajskiego jako fundamentu odrodzenia kultury hebrajskiej.
Młody Grün już jako nastolatek wyprzedzał swoje czasy. Z grupą płońskich przyjaciół w wieku 14 lat powołał do życia swoją pierwszą partię polityczną o nazwie Ezra. Kiedy na Szóstym Kongresie Syjonistycznym przywódca ruchu Teodor Herzl zaczął skłaniać się ku wizjom tymczasowego domu Żydów w Ugandzie (zamiast Palestyny), członkowie Ezry uznali jednogłośnie takie deklaracje za zdradę syjonizmu. Choć protesty przeciw ruchowi ugandyjskiemu nie docierały z Płońska w świat, to jednak ich skutki miały okazać się brzemienne dla życia przyszłego przywódcy Izraela. Młodzi mężczyźni złożyli wówczas wzajemną przysięgę o emigracji do Palestyny.
Ojciec Dawida wykazał się niemal proroczym wejrzeniem w przyszłość syna, pisząc list wprost do Teodora Herzla, duchowego przywódcy syjonizmu. W liście tym rekomendował syna jako wyjątkowo utalentowanego młodzieńca, który zasługiwał na patronat i sponsoring studiów w Wiedniu ze strony Organizacji Syjonistycznej. Awigdor Grün napisał ten list archaiczną hebrajszczyzną, w tajemnicy przed synem. List, którego nadawca nie doczekał się nigdy odpowiedzi, trafił do Głównego Archiwum Syjonistycznego w Jerozolimie i tam został odkryty przez Dawida Ben Guriona pół wieku później.
Ambitne plany wyjazdu do Palestyny musiały poczekać do czasu, aż Dawid ukończy studia i zostanie inżynierem. Póki co mocniej angażował się w działalność polityczną. Nauka w Warszawie, nowe kontakty i gorączka rewolucyjna z 1905 r. rozbudziły w nim ducha działacza i przywódcy. Po śmierci „ojca syjonizmu” Teodora Herzla w 1904 r. stworzył w rodzinnym Płońsku filię partii Poalej Syjon i został jej kierownikiem. W czasie pobytu w rodzinnym Płońsku, jak przystało na gorliwego nowicjusza, rzucił się w wir ideologicznych polemik z przedstawicielami konkurencyjnego Bundu, rywalizującego o rząd dusz z syjonistami. Wtedy też odkrył swoje polityczne powołanie. Chyba pierwszy raz Płońsk obudził się z politycznego letargu za sprawą tego młodego działacza, który rozpętał istną wojnę propagandową z coraz aktywniejszą partią robotniczą Bund.
A nie był to przeciwnik łatwy do pokonania, nawet w takiej zapadłej mieścinie jak Płońsk. Bund był jednym z największych ugrupowań politycznych, jakie reprezentowały interesy żydowskich mas pracujących. Partia powstała w 1897 r. jako Algemajner Jidyszer Arbeter Bund in Rusland, Pojln un Lite, w skrócie Bund. Organizacja nie miała charakteru wyłącznie partii politycznej, pełniła równolegle funkcję związku zawodowego. Bund organizował kasy strajkowe i kasy chorych. Od samego początku deklarował socjaldemokratyczny i społeczny charakter. Jego działalność nastawiona była na obronę interesów żydowskich robotników, jednocześnie propagowanie żydowskiej kultury i języka jidysz. Specyfika tego ruchu polegała głównie na odrzuceniu tradycji i religii żydowskiej, jak zresztą każdej innej religii. Członkowie Bundu, wyznający ideały ruchu lewicowego i laickiego, kategorycznie sprzeciwiali się ideologii syjonistycznej, przeciwstawiając się tym samym koncepcji państwa żydowskiego. Z czasem dominujące tendencje asymilacyjne wśród ideologów bundowskich zaczęły podupadać na rzecz deklarowanej odrębności żydowskiego ruchu robotniczego. Coraz silniejsza organizacja, wchodząca w skład socjalistycznej międzynarodówki, koncentrowała się na edukacji młodzieży, organizowaniu klubów sportowych, sanatoriów dziecięcych, szkół, związków zawodowych.
Ostra rywalizacja i walka, niekiedy w dosłownym znaczeniu, z pewnością była cenną lekcją dla przyszłego przywódcy Erec Israel. Wiele bitew było przed nim, o czym wiedzieć wtedy nie mógł, ale instynktownie to czuł. Bitew o przywództwo w partiach i ugrupowaniach, o dominację w wewnętrznej polityce, o powstanie niepodległego Izraela, wreszcie o przetrwanie państwa.

Jaffa, rok 1906
Podczas gdy Dawid Grün paradował po ulicach Płońska z rewolwerem, coraz więcej jego przyjaciół decydowało się na emigrację i z dnia na dzień znikało mu z horyzontu. W końcu przyszedł ten lipcowy dzień 1906 r., gdy i on udał się z Warszawy przez Odessę do Jaffy.
Dla Dawida Grüna rozpoczął nowy rozdział jego burzliwego życia. Mimo iż zamknął za sobą drzwi diaspory, to doświadczenia z lat dzieciństwa i młodości musiały mieć wpływ na kształtowanie się tożsamości przywódcy przyszłego państwa żydowskiego.
Wiele lat później wspomniał: „Osobiście nigdy nie doświadczyłem prześladowań antysemickich. Płońsk był od niej wyjątkowo wolny, a przynajmniej Żydzi czuli się dobrze chronieni w kokonie swojego życia społecznego. Niemniej jednak, co uważam za bardzo znaczące, to właśnie Płońsk wysłał do Ziemi Izraela największy odsetek Żydów z jakiegokolwiek miasta w Polsce o porównywalnej wielkości. Wyemigrowaliśmy nie z negatywnych powodów ucieczki, ale w pozytywnym celu odbudowania ojczyzny, miejsca, w którym nie bylibyśmy wiecznie obcy i które poprzez nasz trud stałoby się nieodwołalnie nasze”.

Negowanie diaspory
Odcięcie się od korzeni polskiej diaspory w przypadku Dawida Grüna przybierało w przyszłości różne – mniej lub bardziej kontrowersyjne – formy. Pierwszym intencjonalnym krokiem w tę stronę była zmiana nazwiska, symbolizująca odrodzenie się w nowej tożsamości. Krótko po dotarciu do Palestyny Dawid Grün, syn Awigdora, stał się Dawidem Ben Gurionem, ku czci Józefa ben Guriona, wojownika i jednego z przywódców powstania żydowskiego przeciw Rzymianom w 66 r.
Naczelną zasadą syjonizmu było bowiem porzucenie diaspory i życie w Syjonie. Zasada określana jako „negowanie diaspory” (szlilat ha-gola) dotyczyła pierwotnie określonego stylu życia, w ekstremalnych sytuacjach prowadziła jednak do odrzucenia Żydów żyjących na
wygnaniu. Kolejne pokolenie urodzonych w Palestynie sabrów całkowicie negowało diasporę wraz z całym jej dziedzictwem, osiągając nierzadko specyficzny rodzaj niechęci porównywany wręcz do antysemityzmu. Znienawidzone przez syjonistów cechy diaspory określane były jako pochodne pojęcia galut, oznaczającego życie na wygnaniu, w wiecznym poniżeniu i uległości w stosunku do gojów. Syjoniści piętnowali fundamentalne reguły życia narodu wygnanego, takie jak chociażby Dina de-malkhuta dina (prawo kraju, w którym żyjemy, jest obowiązujące) czy Ha-Szem jerachem (Bóg się zlituje).
Szimon Peres we wspomnieniach o Ben Gurionie tak charakteryzuje poglądy swojego mentora na temat diaspory: „Szlilat ha-gola nie znaczyło dla Ben Guriona odwrócenia się od Żydów w diasporze. Chciał ich ratować. Nie żywił nienawiści do „gola”, nienawidził „galutijut”, jako skłonności do kompromisów, do uginania się przed wichrami losu. Uważał, że „gola” zniszczyła wartości narodu żydowskiego, że stał się zbyt ugodowy i bierny. Nienawidził takich koncepcji jak chociażby Dina de-malkhuta dina czy Ha-Szem jerachem”.
Nie brakowało i nie brakuje do dziś opinii, iż negowanie diaspory, pierwotnie oznaczające odcięcie się od reguł życia w diasporze, dla wielu było odcięciem się od Żydów w diasporze w ogóle. Ten pogląd nabrał szczególnej wagi w kontekście oceny działań organizacji żydowskich, głównie z Palestyny i Stanów Zjednoczonych, w kwestii ratowania ofiar Holokaustu i powstrzymania masowej rzezi w Europie. Oskarżenia o obojętność w obliczu Holokaustu uderzały również w Ben Guriona. Do dziś żywe są spekulacje dotyczące priorytetów, zakulisowych działań oraz świadomości zachodnich polityków co do tego, czego Niemcy dopuszczali się w Europie. Po Roosevelcie i Churchillu Ben Gurion zawsze był w centrum tych rozważań. Jedno jest pewne, jeśli dla Churchilla priorytetem – przed doraźnymi działaniami mającymi na celu ratowanie ofiar Zagłady – było wygranie wojny, to dla Ben Guriona było to utworzenie wolnego państwa żydowskiego.
Fundamenty Izraela według Ben Guriona
Dawida Ben Guriona i wielu innych współtwórców państwa łączyło pochodzenie, od którego w miarę upływu czasu coraz mocniej się dystansowali. Widać to szczególnie na tle ewolucji syjonizmu w państwowość, będącą owocem bezprecedensowego eksperymentu społecznego. Ludzie, którzy tworzyli nowe państwo, należeli już do pokolenia transformacji, przechodząc od religii do sekularyzmu. Ojcowie Erec Israel – David Ben Gurion i Chaim Weizmann – stanęli
przed zadaniem wypracowania kompromisu między ideą świeckiego liberalnego państwa a ortodoksyjnego państwa żydowskiego. Zarówno rewizjoniści, na czele z Włodzimierzem Żabotyńskim, jak i sam Ben Gurion dążyli do ukształtowania nowego narodu żydowskiego, a Tanach i Talmud traktowali jako historyczne uzasadnienie prawa do bycia narodem. Inaczej niż religijni syjoniści, którzy słusznie twierdzą, że państwo żydowskie musi być trwale oparte na przymierzu z Bogiem i Torze. Pozornie wizja państwa była dość spójna, jednak wyraźne rozbieżności pojawiały się między innymi na tle związku państwa i kościoła. W odróżnieniu od rewizjonistów Ben Gurion utożsamiał młode państwo ze starożytnymi biblijnymi korzeniami, odrzucając jednocześnie prymat judaizmu rabinicznego i prawa halachicznego w jurysdykcji Izraela. Jak opowiada Szimon Peres, wspominając swojego mentora, Ben Gurion zakładał powrót do judaizmu z czasów świątyni, bez rabinatów i całej hierarchii. Nie chciał, by naród Izraela upodabniał się do innych, pragnął powrotu do jego pierwotnego biblijnego charakteru, który został – w jego ocenie – zaprzepaszczony przez diasporę. Fundamentem filozofii Ben Guriona była Biblia, która miała swoje korzenie w Erec Israel. Popadał w konflikty z ortodoksami, uznając prymat Biblii, zaś tzw. prawo ustne zawarte w Talmudzie za wytwór diaspory. „Biblia jest naszym mandatem” – brzmiał argument za istnieniem państwa Izrael. Ben Gurion prowadził w domu kółko studiów biblijnych i opowiadał się za powrotem narodu do Biblii.
W wymiarze politycznym przeważyła wizja bengurionowska, stanowiąca rozwiązanie pośrednie dla państwa demokratycznego i świeckiego z jednoczesnym zachowaniem jego wyjątkowości opartej na biblijnych fundamentach.
Nowy człowiek
Niemal od samego początku osadnictwa żydowskiego w Palestynie obowiązywały dwie zasady, które syjoniści traktowali jako reguły o wadze religijnej. Pierwszą była awoda iwrit, dosłownie: „hebrajska praca”. Był to imperatyw nakazujący Żydom pracę na własnej, wykupionej od Arabów ziemi. Zasada awoda iwrit dotyczyła zatem wyłącznie Żydów i zakazywała korzystania z pracy najemnej – zwanej awoda zara („cudza praca”). Chciano w ten sposób uniknąć pułapki, w jaką wpadł brytyjski imperializm, wykorzystujący pracę tubylców dla własnych celów. Z drugiej strony krytycy awoda iwrit wskazują na to, że przestrzeganie tej zasady przyczyniło się do separacji Żydów od Arabów. W parze z awoda iwrit szła reguła
określana jako geulat ha-karka, stanowiąca kategoryczny nakaz wykupu ziemi od Arabów, a nie zdobywania jej przemocą.
Stosunek do pracy, z naciskiem na pracę fizyczną na roli, miał podłoże ideologiczne o wyraźnie lewicowych, wręcz komunistycznych, konotacjach. Ta postawa przybrała na sile wraz z kolejną falą imigrantów, znaną jako druga alija, przybyłych głównie z Europy Wschodniej przed wybuchem I wojny światowej. Katorżnicza praca na roli stała się przedmiotem kultu, którego świątyniami były powstające na pustyni osady kibucowe. Czasy syjonistycznych pionierów z utopijną wizją nowego Izraela, dziś kontestowane, były etapem, bez którego współczesny Izrael prawdopodobnie nie osiągnąłby obecnej pozycji ekonomicznej, a możliwe, że w ogóle by nie przetrwał.
Sde Boker
Jakkolwiek nie ustrzegł się wielu błędów i zmuszony był zawrzeć różne kompromisy, Dawid Ben Gurion zasłużenie nazywany jest ojcem Izraela. Kiedy 14 maja 1948 r. wypowiedział słowa: „Niniejszym proklamujemy utworzenie państwa żydowskiego w Ziemi Izraela, które nazywać się będzie Państwo Izrael”, nie było to ukoronowaniem jego drogi politycznej, a zaledwie początek kolejnego etapu.
Długa droga syna adwokata z ulicy Koziej w Płońsku do kibucu w Sde Boker na pustyni Negew, w którym spędził ostatnie lata życia, jest wciąż przedmiotem badań oraz inspiracją dla kolejnych pokoleń Izraelczyków. Obecnie odchodzi ostatnie pokolenie Żydów urodzonych w Polsce, którzy formowali nowożytny Izrael.

Opublikowane – Głos Przebudzenia – nr 6 2022

Wzgórza Golan i Góry Baszanu

I przywrócę Izraela na jego niwę, i będzie się pasł na Karmelu i w Baszanie, i nasycał się na górach Efraima i Gileadu.” Księga Jeremiasza 50:19


Jest upalny dzień grudnia 1962 roku. Na syryjsko-izraelskiej granicy słońce bezlitośnie rozpala skalne pagórki Wzgórz Golan. Z ich grzbietów rozciąga się panorama zieleniejących izraelskich pól, falujących rozgrzanym powietrzem, łagodnie przechodzących w błękitną taflę Jeziora Tyberiadzkiego. Z kamiennego urwiska wyzierają, widoczne jedynie z bliska czarne, betonowe szpary. W ich mroku kryją się dziesiątki oczu, niestrudzenie śledzących ruchome miniaturki żydowskich osadników, krzątających się w polu. Równolegle do szklanych okularów peryskopowych, złowrogo sterczą stalowe lufy ciężkich karabinów maszynowych, gotowych w każdej chwili zalać gradem kul bezbronnych rolników. Pod grubą warstwą kamiennych sklepień ukryte są dziesiątki korytarzy i pomieszczeń, wypełnionych tonami uzbrojenia i arabskimi żołnierzami. Przeznaczeniem całego tego arsenału są działania w równym stopniu defensywne i ofensywne. Boleśnie doświadczą tego mieszkańcy przygranicznego kibucu En Gew 1ostrzelani przez Syryjczyków zmasowanym ogniem ciężkiej broni maszynowej. Do najcięższej potyczki doszło w Listopadzie 1964 r. Syryjczycy otworzyli ogień do traktorzystów w strefie zdemilitaryzowanej koło Tel Dan. Gwałtowna reakcja izraelskiej artylerii i lotnictwa spowodowała wówczas znaczące straty w syryjskiej „Linii Maginota”.
Tego grudniowego dnia wśród wycieńczonych upałem żołnierzy czuje się napięcie i poruszenie. Do stacjonujących tam jednostek dociera dostawa nowiutkich, 120 milimetrowych moździerzy. Są darem samego Nikity Chruszczowa i świeżym dziełem radzieckiego przemysłu zbrojeniowego.
Temu ważnemu wydarzeniu towarzyszy wizytacja wysokich rangą oficerów sztabowych pod dowództwem głównodowodzącego obroną pogranicza, pułkownika Salima Hatuma. 2 Wśród oficerów swobodnie konwersując, przechadza się elegancki cywil. To niespotykany widok dla żołnierzy przyzwyczajonych, na co dzień do umundurowanych towarzyszy i dowódców. Niebawem, jednak przywykną do obecności tajemniczego gościa, który od tej pory regularnie będzie uczestnikiem inspekcji tajnych obiektów syryjskiego pogranicza. Podczas jednej z kolejnych wizytacji asystuje delegacji z udziałem generała Ali Amera, głównodowodzącego Zjednoczonego Dowództwa Arabskiego, połączonych sił zbrojnych Egiptu, Syrii i Iraku. Cywil cieszy się ogromnym zaufaniem najwyższego dowództwa do tego stopnia, że zna niemal wszystkie tajemnice wojskowe. Przyjaźń wśród elit wojskowych i syryjskiego establishmentu zdobył nie tylko swoim entuzjastycznym patriotyzmem, popartym grubym portfelem. Tajemnicą Poliszynela są huczne przyjęcia i orgie seksualne organizowane przez niego dla swych wysoko sytuowanych przyjaciół.
Ten niezwykle sympatyczny, młody biznesmen z Damaszku to Kamel Amin Tabet. Wkrótce dla umęczonych spartańskimi warunkami żołnierzy stanie się szczodrym dobroczyńcą. Poruszony żołdackim losem, za aprobatą syryjskiego dowództwa sfinansuje niezwykły pomysł. Każdy z bunkrów zostanie obsadzony rozłożystymi eukaliptusami, dającymi upragniony cień. Autorski projekt przysporzy Tabetowi wdzięczność żołnierzy i sympatię samego generała Amina al-Hafiza3, przyszłego Prezydenta Syrii. Nikt wówczas nie przypuszczał, że niewinnie wyglądające drzewa, porastające skaliste wzgórza staną się gwoździem do trumny podczas przegranej przez syryjską armię bitwy o Wzgórza Golan, w trakcie Wojny Sześciodniowej. Skąd Izraelczycy wiedzieli, że kępy drzew precyzyjnie lokalizują położenie fortyfikacji syryjskich?
Izraelski wywiad posiadał również dogłębną wiedzę na temat uzbrojenia, położenia rowów przeciwczołgowych, składów amunicji, ruchów nieprzyjaciela i planów strategicznych całej armii syryjskiej. Najściślej strzeżone sekrety wojskowe i polityczne syryjskich władz przez długi czas były otwartą księgą, niemal codziennie aktualizowaną przez oficerów wywiadu w Tel Awiwie.
Było to zasługą jednego człowieka. Kamel Amin Tabet to misternie wykreowana tożsamość Eli Cohena, pierwotnie skromnego urzędnika i żydowskiego patrioty, który później stał się najsłynniejszym izraelskim szpiegiem. Początkowo działał, jako agent wywiadu wojskowego Aman, by potem w wyniku zmian organizacyjnych przejść pod kierownictwo Mossadu. Skończył, jak większość szpiegów – tragicznie. Zdekonspirowany, torturowany, więziony i publicznie powieszony. Zasłużenie trafił do panteonu bohaterów żydowskiego wywiadu. Bez jego udziału mogłoby nie dojść do aneksji Wzgórz Golan przez Izrael.
Obok Zachodniego brzegu Jordanu i Strefy Gazy to właśnie Golan stanowią najbardziej strategiczne i zapalne miejsce Izraela. W znaczeniu geopolitycznym władanie wzgórzami Golan jest bezcenne, stanowi, bowiem bufor bezpieczeństwa na granicy z trzema państwami arabskimi: Libanem, Syrią i Jordanią. Po oficjalnym uznaniu przez władze Izraela, w 1981 r. Golan stały się prawowitym terytorium tego państwa.
Obecnie, priorytetem jest kontrola nad tymi wzgórzami ze względu na przewagę militarną na pograniczu syryjskim i aktywnym tam irańskich Hezbollahem. Niebagatelne znaczenia ma tu też aspekt historyczny, do którego często odwołują się izraelscy politycy, apelując od lat do społeczności międzynarodowej o uznanie suwerenności Izraela nad Wzgórzami Golan.
Starożytna kraina Baszan Pierwsze wzmianki o tej urodzajnej krainie odnajdujemy w Biblii Hebrajskiej, opisującej Wzgórza Golan, jako Baszan. Ściślej mówiąc, w krainie Baszan, na północny wschód od Jeziora Kinneret (Galilejskiego vel Tyberiadzkiego) znajdowało się miasto lub duża wieś Golan. Funkcjonowała też, jako Gaulan lub Sahan-el-Golan. Od Golan przyjęta została później nazwa dla górzystej części płaskowyżu krainy Baszan – Gaulantis. Starożytne królestwo Baszan obejmowało tereny na wschód i północny wschód od Jeziora Kinneret i położone tam prowincje Gaulantis, Batanea, Trachonitis i Auranitis. 4 Taki podział nadano za czasów perskich. Rozciągała się od stóp góry Hermon na północy, do rzeki Jarmuk na południu. Od wschodu, zaś graniczyła z górami Hauran, by na zachodzie dotykać brzegów Jeziora Tyberiadzkiego. Sześćdziesiąt kilometrów długa i prawie trzydzieści szeroka, znana z powulkanicznych gleb, wiecznie zielonych lasów dębowych i obfitych pastwisk. Hebrajska nazwa płaskowyżu Baszan oznaczała urodzajną ziemię, miękką, płaską, pozbawioną kamieni. Kraina słynęła z hodowli najdorodniejszego w całym regionie bydła, w tym owianych legendą byków Baszanu. Byki lub bawoły Baszanu symbolizowały siłę i grozę, którą z przerażeniem opisuje Dawid w Psalmie 22 – „Otoczyło mnie mnóstwo cielców, Obległy mnie byki Baszanu… Rozwarły na mnie swą paszczę Jak lew, co szarpie i ryczy.”5 Również dębowe lasy Baszanu, obok cedrów Libanu wielokrotnie wymieniane były w Biblii, przyjmując czasem postać alegoryczną. Odzwierciedlają potęgę, piękno i urodzaj. Z drugiej strony personifikują wyniosłość i pychę niewiernego ludu, piętnowaną choćby przez proroka Izajasza – „Bo dla Pana Zastępów nastanie dzień sądu nad wszystkim, co pyszne i wysokie, i nad wszystkim, co wyniosłe, aby było poniżone. Nad wszystkimi wysokimi i sterczącymi cedrami Libanu, i nad wszystkimi dębami Baszanu. Nad wszystkimi wysokimi górami i nad wszystkimi sterczącymi pagórkami.”6
Pierwotnie kraina Baszan zamieszkana była przez Refaitów, budzących strach olbrzymów. Następnie władali nią Amoryci i Aramejczycy. Zanim Izraelici zawładnęli ziemią obiecaną i zdobyli Kaanan, przed przekroczeniem Jordanu stoczyli bitwę z armią “ostatniego z olbrzymów”, królem Ogiem.

Potem zawrócili i poszli drogą ku Baszanowi. Naprzeciw nich wyszedł Og, król baszanu, z całym swoim ludem, aby stoczyć bitwę pod Edrei. I rzekł Pan do Mojżesza: Nie bój się go, gdyż wydam go w twoje ręce wraz z całym jego ludem oraz jego ziemią. Uczynisz z nim tak, jak uczyniłeś z Sychonem, królem amorejskim, który mieszkał w Cheszbonie. I pobili go oraz jego synów i cały jego lud, tak iż nie pozostała po nim nawet resztka, i zawładnęli jego ziemią..”7
Józef Flawiusz tak opisał to wydarzenie –
Zagłada tego olbrzyma przyniosła Hebrajczykom nie tylko doraźne korzyści, ale i na przyszłość miała dla nich dobroczynne skutki , zdobyli bowiem wtedy sześćdziesiąt miast znakomicie obwarowanych, które podlegały władzy Oga, i zagarnęli bogate łupy – zarówno cały lud, jak i każdy Hebrajczyk z osobna.”8
Zdobyta ziemia Oga, zwana też Argob przypadła w udziale Gadytom, Rubenitom i połowie rodu Manassesa.
Mojżesz dał wtedy im, to jest synom Gada, synom Rubena i połowie plemienia Manassesa, syna Józefa, królestwo Sychona, króla amorejskiego, i królestwo Oga, króla baszanu, ziemię wraz z jej miastami i przynależnymi do tych miast okolicami”.9

Przynależną im część krainy Baszanu Manassyci nazywali Osiedlami Jaira. W jej obszarze było około sześćdziesięciu miast warownych, z których Golan wyznaczono, jako jedno z sześciu miast ucieczki. Zgodnie z obowiązującym prawem mojżeszowym w takim mieście mógł szukać ratunku przed zemstą nieumyślny zabójca.
Oprócz Golan miastami ucieczki były również Beser, Ramot, Hebron, Sychem i Kedesz, z których Golan wyznaczono dla plemienia Menassesa. Później przypadło ono Lewitom z plemienia Gerszona.

I odezwał się Pan do Jozuego tymi słowy: Przemów do Izraelitów tymi słowy: Wyznaczcie sobie miasta schronienia, o których mówiłem wam przez Mojżesza, Aby mógł się tam schronić zabójca, który zabił człowieka nieumyślnie i bezwiednie. Będą one dla was schronieniem przed mścicielem krwi…
… Z tamtej strony Jordanu na wschód od Jerycha wyznaczyli Beser na pustyni, na równinie należącej do plemienia Rubena, Ramot w Gilead, należącym do plemienia Gada i Golan w Baszanie, należącym do plemienia Manassesa.
To były miasta wyznaczone dla wszystkich synów izraelskich i dla obcych przybyszów zamieszkałych wśród nich, aby mógł się tam schronić każdy, kto zabił człowieka nieumyślnie, i nie musiał zginąć z ręki mściciela krwi, dopóki nie stanie przed zborem”
.10

W czasach zjednoczonego królestwa Dawida i Salomona Baszan był jego częścią i według ówczesnego podziału administracyjnego należał do dystryktu dwunastego.
Po rozpadzie królestwa na południowe Judzkie i północne Izraelskie w 931 r p.n.e. Baszan wszedł w skład terytorium Królestwa Północnego. Na krótko jednak, bo po podbojach królów syryjskich Baszan (2Krl 8-28) znalazł się pod ich panowaniem. Za czasów króla Jehu cały obszar zajordański przypadł Chazaelowi – królowi Damaszku. Za panowania Joasza i jego syna Jeroboama II, w latach 798-743 r p.n.e. kraina Baszan na krótko powróciła pod panowanie Izraela. Niebawem nastały czasy podbojów asyryjskich, okrutnej okupacji i przesiedleń ludności, co dla Baszanu mogło oznaczać tylko jedno – podzielenie losu Izraela.
Po latach niewoli babilońskiej i upadku imperium nadeszły czasy podbojów Persów. Na mocy edyktu króla Cyrusa na obszarze Baszanu powracający z niewoli babilońskiej Żydzi mogli zasiedlać również i te tereny.

Wichry dziejów nie omijały Baszanu, historyczne podboje na gruzach upadłych imperiów wchłaniały i tę krainę. Aleksander Wielki dopisał ją do swoich podbojów w 331 r. p.n.e. , a po jego śmierci przeszła pod panowanie Seulecydów. Wtedy, oficjalnie Baszan przyjęło grecką nazwę Gaulantis – Golan. Okres helleński był dla całej zajordańskiej krainy okresem świetności i rozkwitu.
W kolejnych dziesięcioleciach kraina Golan przechodziła z rąk do rąk – Juda Machabeusz podbił jej część, Pompejusz włączył ją do królestwa Iturei w 63 r.p.n.e. Razem z całą rzymską prowincją, Golan wpadła w wir niekończących się wojen o władzę nad Rzymskim Imperium, korowód władców, intryg..
Marek Antoniusz, wielki wódz i polityk rzymski, dzierżący triumwirat władzy wespół z Leupidusem i Oktawianem Augustem podarował swej kochance, królowej Egiptu Kleopatrze całe terytorium Iturei. Po jej śmierci ten obszar trafił pod zarząd jednego z rzymskich tetrarchów.
W owym czasie Golan zdziczał i stopniowo się wyludniał. Pustoszyły go bandy nomadów, rzezimieszków napadających również na sąsiednie kraje, w tym Damaszek. Kres zbójeckiej działalności położyło dopiero przekazanie krainy Golan pod jurysdykcję Heroda Wielkiego.
Jakiś czas później Trachonitydę, bo taką nazwę nadano tej krainie, dziedziczyli kolejno potomkowie Heroda Wielkiego – Filip, Herod Agryppa I i Herod Agryppa II. Po śmierci tego ostatniego cały obszar znalazł się w granicach rzymskiego imperium, jako część prowincji syryjskiej. Kraina administracyjnie należała także kolejno do rzymskiej prowincji Judei i Palestina Secunda. Około 300 roku n.e. za panowania Cesarza Dioklecjana Trachonitydę (Golan) włączono do Arabii.
W czasach rzymskich i późniejszych, bizantyjskich Golan przekształciła się w krainę typowo rolniczą, gdzie jedyne pozostałe miasta-osady to Sogane, Betsaida, Gamala i Seleucja.
Na przestrzeni kolejnych wieków, od dominacji arabskiej, wojen krzyżowych po cztery stulecia imperium osmańskiego kraina Golan wyludniła się, pastwiska wyschły, a lasy dębowe pozostały jedynie w legendach. Niewielu kronikarzy poświęcało uwagę Wzgórzom Golan z tego okresu, w którym były już tylko bezludną i dziką pustynią.
Wzgórza Golan w XX wieku
Po zakończeniu I Wojny Światowej zwycięskie państwa Trójporozumienia w ramach podziału łupów i z woli Ligi Narodów dokonały podziału Imperium Osmańskiego. W ramach powojennego układu geopolitycznego Wielkiej Brytanii przypadła Palestyna z Transjordanią i Irak. Francja, natomiast przyjęła pod administrację mandatową Syrię i Liban.
Golan zostały automatycznie wcielone pod zarząd francuskiego mandatu Syrii, graniczącego z brytyjskim mandatem Palestyny.
Cóż za ironia historii – oto Anglicy, granicząc z Francuzami, okupują sąsiadujące ze sobą, dawny Izrael i Syrię. Rzecz jasna, zarząd mandatowy nie był oficjalnie utożsamiany z okupacją, jednak z czasem, z punktu widzenia żydowskich imigrantów w Palestynie i Syryjczyków tak zaczął być postrzegany.
Sam system mandatowy był projektem krajów należących do Ententy (Trójporozumienia), zgodnie z popularnymi wśród polityków Ligi Narodów antyimperialistycznymi sentymentami. Mandat miał wprowadzać administrację cywilną w potencjalnie zapalnych regionach i przygotowywać je do uzyskania niepodległości. Był, zatem alternatywą aneksji byłego Imperium Osmańskiego.
Po proklamowaniu niepodległości w 1936 roku, Syria utraciła ją ponownie w wyniku działań II Wojny Światowej, na rzecz okupacji francuskiej. Wreszcie, powtórnie proklamowała w 1941 r., lecz oficjalnie uznana przez Aliantów dopiero w 1944 r. Wielka Syria powróciła na mapy, a wraz z nią Wzgórza Golan coraz częściej pojawiały się w nagłówkach prasy światowej.

Izraelskie Wzgórz Golan
Jest z powrotem rok 1962. Syryjskie Wzgórza Golan infiltruje, zatem izraelski wywiad w osobie Eli Cohena vel Kamela Amin Tabeta. Dzięki dostarczonym przez niego tajnym planom Izraelczycy mogli błyskawicznie zdobyć Golan w trakcie Wojny Sześciodniowej, pięć lat później.
Oprócz oczywistego znaczenia strategicznego Zajordania i Jezioro Tyberiadzkie jest dla Izraela bezcenne ze względu na źródła wody pitnej, stanowiącej ponad 30 procent ogólnego zapotrzebowania kraju. Pozbawienie Izraela możliwości wykorzystania tego największego źródła wodnego byłoby śmiertelnym ciosem dla całego państwa. Taką też możliwość osłabienie wrogiego sąsiada skwapliwie starali się wykorzystać Syryjczycy. Mając kontrolę nad źródłami Jordanu i pozostałymi dopływami Jeziora Tyberiadzkiego, próbowali odwrócić ich bieg (do dziś obok ruin świątyni Tel Dan stoją wraki traktorów upamiętniające tamte zdarzenia). Długotrwały konflikt, znany powszechnie, jako „wojna o wodę” był jednym z powodów prewencyjnego ataku Izraela na Syrię w 1967 roku.
W 1959 nowym problemem Izraela stał się pro palestyński Fatah, którego misją była terrorystyczna wojna z Izraelem. Jego siedzibą była Syria, a największą akcją zaatakowanie Narodowego Systemu Wodnego w Izraelu. Wymiana ognia w dolinie Jordanu i na Wzgórzach Golan trwała nieprzerwanie, aż do 1967 roku i ostatecznego zdobycia Golan.
Ze strategicznego punktu widzenia aneksja Golan była najbardziej sensownym posunięciem taktycznym, bez którego trudno sobie wyobrazić finał wydarzeń z 1973 roku. Chodzi o działania wojenne na froncie syryjskim w czasie wojny Jom Kippur.
6 Października 1973 r. w święto Jom Kippur granice Izraela zostały jednocześnie zaatakowane na dwóch granicznych frontach – egipskim i syryjskim. Przy absolutnym zaskoczeniu Izraelczyków, których Siły Obronne są armią złożoną głównie z rezerwistów. Na ich mobilizację potrzeba, co najmniej 20 godzin. I choć czas ten udało się skrócić o połowę to i tak przy miażdżącej przewadze wrogich armii, Izrael był praktycznie bezbronny. W pierwszej fazie główną areną działań były Wzgórza Golan. Zmasowany atak Syryjczyków szybko przerodził się w jedną z największych bitew pancernych w historii. Uderzenie syryjskiej armii o sile siedmiokrotnie przeważającej izraelską linię obronną napotkało na niespodziewany opór. Naprzeciw 1200 syryjskich czołgów, wspieranych 50 tysiącami piechoty i ostrzałem 600 dział stało zaledwie 170 czołgów i dziesięciokrotnie mniej żołnierzy. Element zaskoczenia był, rzecz oczywista, również po stronie napastników. Przewaga SOI (Siły Obronnej Izraela) wynikała z analogii do walki Dawida z filistyńskim Goliatem. Siła i masa uderzenia po jednej stronie, determinacja, spryt, wyszkolenie po drugiej. W roli procy Dawida wystąpiły izraelskie czołgi – Szot. To zmodyfikowana odmiana brytyjskiego Centuriona, różniąca się od wersji bazowej wzmocnionym pancerzem i przedłużonym 105 milimetrowym działem, o zasięgu 4 km. Dla porównania, czołgi syryjskie T55 wyposażone były w armaty o zasięgu jedynie 2,5 km, a nowsze T62 dysponowały zasięgiem ognia do 3 km. Izraelczycy mogli, więc razić ogniem pancernym mrowie szybkich i zwinnych radzieckich tanków, pozostając poza ich zasięgiem i prowadząc ostrzał ze wzgórz. Innym razem Centuriony z powodzeniem ostrzeliwały syryjskie maszyny nadjeżdżające z góry od strony wzgórz. Znacznie gorzej sytuacja przedstawiała się nocą. Syryjskie czołgi wyposażone były w noktowizory, podczas gdy “nasze” były ślepe po ciemku. Nocna taktyka walki polegała teraz na skróceniu dystansu do minimum i ataku syryjskich czołgów z odległości kilku metrów. Dla obserwatorów bitwa ta wyglądała na pancerną walką wręcz.
Armia Izraela przeprowadziła w tym czasie mobilizację i przeszła do kontrofensywy. Bitwa pancerna przybrała teraz formę wojny manewrowej i podjazdowej, wymagającej wysokich umiejętności i doświadczenia, a tu prym zdecydowanie wiedli czołgiści z tarczą Dawida. Do decydującego starcia doszło na północy, w miejscu zwany dziś „Doliną Łez”. Doliną atakowało 200 syryjskich czołgów mając przed sobą, na wzgórzach zaledwie 30 izraelskich Szotów. Izraelscy czołgiści pokonali wrogów, samemu okupując zwycięstwo olbrzymimi stratami.
Bilans szesnastu dni wojny był dla obu stron tragiczny, jednak państwo Izrael kolejny raz ocalało. Wzgórza Golan zamieniły się w pola śmierci i cmentarzysko usiane setkami wraków.
Tymczasem na zachodzie wojska izraelskie wyparły egipską armię z Synaju i były gotowe na zajęcie Kair. Związek Radziecki zagroził interwencją w obronie Egiptu i Syrii, choć od początku powstania państwa żydowskiego eskalował napięcia na Bliskim Wschodzie.
Dalszy, niekontrolowany rozwój wydarzeń groził wybuchem konfliktu światowego. Jedyną szansą na zażegnanie konfliktu okazała się interwencja sił międzynarodowych ONZ. Rada Bezpieczeństwa ONZ powołała do życia UNEF II – Doraźne Siły Zbrojne, tworzące na wschodnim brzegu Kanału Sueskiego strefę buforową.
Na Wzgórzach Golan po zawieszeniu broni i podpisaniu przez Izrael i Syrię rozejmu sytuacja była nadal napięta. W maju 1974 na konferencji w Genewie, z udziałem USA, ZSRR, Izraela i Syrii zdecydowano o utworzeniu drugiej strefy buforowej na granicy izraelsko-syryjskiej. Pas graniczny we wschodniej części Golan obsadził kontyngent wojsk ONZ w sile 1200 żołnierzy międzynarodowych.
Siły Rozjemcze ONZ skutecznie rozdzieliły zwaśnione strony, w czym udział miał również Polski Kontyngent Wojskowy, w ramach UNDOF (Siły Narodów Zjednoczonych ds. Nadzoru Rozdzielenia Wojsk na Wzgórzach Golan). Polacy realizowali swoje zadania, jako Polska Kompania Logistyczna “POLLOG”, a od 1993 r. stacjonował tam Polski Batalion Operacyjny “POLBAT”.
Oprócz zadań typowo militarnych, żołnierze w błękitnych hełmach zajmują się pracami inżynieryjno-budowlanymi, logistyką i działalnością humanitarną, pomocą medyczną. 11
Dzisiejsze Wzgórza Golan są względnie spokojne, naturalnie w bliskowschodnim kontekście. W wiadomościach pojawiają się rzadziej niż Strefa Gazy czy Zachodni Brzeg Jordanu. W czasie kadencji Donalda Trumpa znów nabrały rozgłosu, a to za sprawą niekonwencjonalnej strategii bliskowschodniej Prezydenta-Miliardera.
Po relokacji Ambasady USA do Jerozolimy i oficjalnym uznaniu jej stolicą państwa Izrael, również Wzgórza Golan doczekały się nobilitacji. W 2019 roku Prezydent USA podpisał deklarację uznającą suwerenność Izraela nad tą krainą. Spotkało się to ze sprzeciwem i potępieniem ze strony Państw Arabskich, UE, Rosji i Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jak dotąd tylko USA i Izrael pozostały zgodne w tej kwestii, ale to może być wystarczający warunek dla utrzymania status quo.
Choć trudno przewidzieć, jakie będą decyzje w tej kwestii kolejnych administracji Białego Domu, to Donald Trump zasłużył na uhonorowanie jego imienia w postaci osiedla „Wzgórza Trumpa”.. na Wzgórzach Golan, oczywiście.

1 En Gew – Kibuc położony na wschodnim brzegu jeziora Tyberiadzkiego, w Dolnej Galilei, w depresji Rowu Jordanu, u podnóża Wzgórz Golan. Założony przez niemieckich syjonistów w 1937 r.
2 Salim Hatum – oficer związany z partią Baas, uczestnik zamachu stanu z marca 1963.
3 Amin al-Hafiz – syryjski wojskowy i polityk, jeden z przywódców syryjskiego oddziału partii Baas, uczestnik zamachu stanu w Syrii w 1963, kilkukrotny premier Syrii i jej prezydent.
4 Józef Flawiusz, Dawne Dzieje Izraela, s.225
5 Psalm 22, 13-14, Biblia Warszawska
6 Ks. Izajasza 2, 12-14, Biblia Warszawska
7 IV Mojż 21:33-35, Biblia Warszawska
8 Józef Flawiusz, Dawne Dzieje Izraela – s. 218
9 IV Mojż 32:33, Biblia Warszawska
10 Joz 20:1-3 ; 8-9, Biblia Warszawska
11 http://www.wojsko-polskie.pl/undof

Źródła:

  • Biblia Warszawska
  • „Dawne Dzieje Izraela”, Józef Flawiusz, RYTM, Warszawa 2001;
  • „Historia Izraela”, Anita Szapiro, DIALOG, Warszawa 2018;
  • „Mossad – Najważniejsze misje izraelskich, tajnych służb”, Michael Bar-Zohar i Nissim Mishal, REBIS, Poznań 2012;
  • „Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela”, Dan Raviv i Yossi Melman, CZARNE, Wołowiec 2014;
  • „Leksykon wszystkich miejsc biblijnych”, Pius Czesław Bosak, PETRUS, Kraków 2016;
  • „Syria Wzgórza Golan”, Krzysztof Korzeniewski, DIALOG, Warszawa 2004

Opublikowane – Głos Przebudzenia – nr 2 2021

Leopold Kronenberg – szlachetny szafarz

„Polacy, bogaćcie się” – takim hasłem witał klientów jeden z oddziałów Banku Handlowego w Warszawie. Jego twórca swoim życiem dopisał głęboką treść do tego pozornie prostego motta.

Leopold Kronenberg, bo o nim mowa, był postacią wielowymiarową – przedsiębiorcą, inwestorem, bankierem, handlowcem, a przede wszystkim pionierem i liderem w każdej z tych dziedzin. Należał do ścisłej awangardy wytyczającej polską drogę od feudalizmu do nowoczesnego, europejskiego kapitalizmu. Literatura i historiografia opisujące dziewiętnastowieczną rewolucję gospodarczą i narodziny polskiego kapitalizmu podkreślają wagę jego postaci. Podstawowe informacje upamiętniające jego dorobek dostępne są w formie monografii wydanych przez Bank Handlowy w Warszawie oraz Szkołę Handlową, obecnie Szkołę Główną Handlową, których Kronenberg był założycielem.
Rodowód
Leopold Kronenberg przyszedł na świat w Warszawie 24 marca 1812 r., w zamożnej rodzinie żydowskiej. Ojciec – Samuel Lejzor Hirszowicz – wywodził się z rodu o znacznych religijnych tradycjach i miał za przodków kilku rabinów. Zgodnie z obowiązującymi przepisami rodzina przyjęła nazwisko Kronenberg, wcześniej bowiem Żydzi nie posiadali nazwisk rodowych i posługiwali się jedynie imieniem oraz – zgodnie z rosyjskim zwyczajem – otczestwem.
Rodzina Kronenbergów przybyła do Warszawy prawdopodobnie przed trzecim rozbiorem Polski z Wyszogrodu, znajdującego się wówczas pod panowaniem pruskim. Wyruszywszy na fali masowej migracji ludności żydowskiej, rozpoczętej w końcu XVIII w. z terenów zaboru pruskiego do szybko uprzemysławiających się miast Rzeszy i Kongresówki, przodkowie Leopolda odnaleźli swoją „ziemię obiecaną” w Warszawie.
Ojciec Leopolda prowadził dość rozległe interesy i szybko stał się szanowaną i rozpoznawalną postacią w warszawskim środowisku żydowskim. Z nastaniem Księstwa Warszawskiego zaczął aktywnie uczestniczyć w życiu skupionej wokół idei oświeceniowych postępowej części społeczności starozakonnej. Samuel Kronenberg przyjął i zaszczepił swoim dzieciom model życia zgodny z zasadami oświeceniowego ruchu haskala, który jego prekursor, Mojżesz Mendelssohn, opisywał słowami: „Żyd powinien oddawać cześć Bogu w domu, a potem, kiedy wychodzi na świat, winien brać udział w kulturze ogólnoeuropejskiej. Każdy Żyd powinien należeć do kultury tego ludu, wśród którego przyszło mu żyć”.
Rosnąca pozycja rodziny Kronenbergów, wymienianej w jednym rzędzie obok takich nazwisk żydowskiej arystokracji, jak Bloch, Fraenkel, Loewenstein, Koniar, Toeplitz czy Werheim, pozwalała na poszerzenie działalności poprzez dzierżawę monopoli państwowych. Był to następny etap po dostawach wojskowych i wekslarstwie – mariażu prywatnego kapitału z systemem fiskalnym państwa, najpierw Księstwa Warszawskiego, potem Królestwa Polskiego. Kolejnym krokiem miała być charakterystyczna dla rozwoju żydowskiej burżuazji dywersyfikacja działalności inwestycyjnej, szczególnie zaś połączenie handlu z bankowością. Okres dynamicznej transformacji ustrojowej i nieograniczonego popytu na dobra konsumpcyjne i przemysłowe sprzyjał spajaniu w jednym ręku operacji przemysłowych, handlowych i bankowych. Podążając konsekwentnie tą drogą, Samuel Kronenberg otworzył jeden z pierwszych w Warszawie domów bankowych.
Wśród żydowskiej elity intelektualnej oraz w kręgach lokalnej masonerii Samuel Kronenberg uchodził za jednego z czołowych orędowników liberalnej myśli politycznej i ekonomicznej. Niewątpliwie miało to przemożny wpływ na atmosferę panującą w rodzinnym domu młodego Leopolda.
Edukacja
Najważniejszą rolę w procesie kształtowania osobowości Leopolda i jego rodzeństwa odegrał tradycyjny wśród Żydów kult mądrości. W tradycyjnej kulturze żydowskiej majątek nie jest wartością samą w sobie, a jedynie środkiem do osiągnięcia najwyższych wartości, jakimi są mądrość i wiedza. Stąd też żydowski system szkolnictwa, jeden z najstarszych systemów edukacji powszechnej, integrował nauczanie z wychowaniem religijnym, rozpoczynając ów proces już u trzyletnich chłopców. Drugim czynnikiem kształtującym nowe pokolenie Kronenbergów i im podobnych rodzin były wspomniane idee haskali, z jej programem laicyzacji życia społecznego. Konsekwencja Samuela w wychowaniu i edukacji synów zaowocowała tym, że Stanisław i Henryk ukończyli medycynę – naukę najwyżej cenioną wśród Żydów od wczesnego średniowiecza. Z kolei Ludwik, Leopold i Władysław przyjęli wykształcenie niezbędne dla ówczesnych biznesmenów.
Po przedwczesnej śmierci Samuela w 1826 r. na spadkobiercę handlowej i bankierskiej spuścizny Kronenbergów namaszczony został młody Leopold. Mimo iż nie był pierworodnym synem, ojciec od początku szczególnie zabiegał o jego rozwój. Zgodnie ze strategią ojca Leopold pobierał nauki w polskim gimnazjum pijarów na warszawskim Żoliborzu, równolegle studiując nauki talmudyczne. Już jako szesnastolatek został studentem szkoły przygotowawczej Instytutu Politechnicznego w Warszawie, gdzie uczył się na wydziale handlowym, by po roku rozpocząć studia w Hamburgu. Tam też, w atmosferze rozkwitu wszelakich instytucji handlowych, finansowych i przemysłowych, a także rodzącego się liberalizmu politycznego, Leopold zdobywał wiedzę i doświadczenie. Niewątpliwie sprzyjały temu szerokie kontakty Kronenbergów wśród maskili (przedstawicieli haskali), będących na szczycie europejskiej kultury i międzynarodowej finansjery. Dzięki tym kontaktom Leopold mógł praktykować w handlowo-bankowej firmie Salomona Heinego, jednego z najbardziej renomowanych bankierów w Europie, pracować w firmie Edge i Karr oraz kontynuować studia na uniwersytecie w Berlinie.
Rodzina zapewniła mu zatem wykształcenie na najwyższym dostępnym wówczas poziomie. Gruntownie przygotowany do nowej roli Leopold po powrocie do Warszawy przejął od matki, wdowy po Samuelu Kronenbergu, kierownictwo domu bankowego.
Biznes
Świeżo upieczony biznesmen miał ułatwione zadanie, gdyż nie zaczynał od zera i był dziedzicem znaczącej fortuny. Z drugiej strony po jego powrocie z Niemiec sytuacja w kraju była niekorzystna dla gospodarki kraju. Upadek powstania listopadowego poskutkował szeregiem restrykcji i szykan wprowadzanych lawinowo przez carat. Drastyczne ograniczenie eksportu towarów z Królestwa – poprzez wprowadzenie ceł zaporowych – skutecznie hamowało rozwój polskiego przemysłu. Jakkolwiek popowstaniowe represje zahamowały dynamikę rozwoju gospodarczego w kraju, nie doprowadziły jednak do całkowitego regresu. Była to, jak się potem okazało, chwilowa stagnacja, odczuwalna zwłaszcza w handlu z cesarstwem i rynkami wschodnimi.
Najkorzystniejszą formą osiągania zysków była dzierżawa wszelakich dochodów skarbowych i monopoli państwowych, powierzanych przez państwo prywatnym przedsiębiorcom. Tą drogą podążył również Kronenberg, rozpoczynając od dzierżawy monopolu tabacznego. Produkcja wyrobów tytoniowych szybko stała się siłą napędową jego biznesu. Stopniowo tytoniowe imperium zaczęło dystansować konkurencję, a Kronenbergowi udało się nawet przejąć interes tabaczny po potentacie w tej branży – Maurycym Koniarze. Spektakularny sukces Leopold osiągnął dzięki racjonalizacji działalności monopolu, podnoszeniu jakości produktu i – co charakterystyczne dla całej jego późniejszej aktywności biznesowej – unikaniu nieczystych i podejrzanych procedur. Antoni Zaleski tak scharakteryzował Kronenberga w tamtym okresie: „Zarodek jego milionów powstał nie w żadnym nadużyciu, przekupstwie lub podejrzanej spekulacji, lecz jedynie w nader pomyślnym zbiegu okoliczności, w sprytnym zrozumieniu interesu i energicznym jego prowadzeniu. […] Zaprowadził służbę sprężystą, zdolną i uczciwą, był niezmiernie przedsiębiorczym, założył nową i dużą fabrykę, umiał doskonale połączyć własny interes z interesem swoich odbiorców. […] Nie o gwałtowne dorobienie się jednym zamachem olbrzymiej fortuny chodziło mu wyłącznie, lecz o handel uczciwy, zdrowy i racjonalny”.
Kierując się tymi zasadami, a więc niepopularną wśród wschodnich zaborców etyką biznesu, musiał Kronenberg wielokrotnie stawiać czoła gigantycznej korupcji, nieuczciwej konkurencji i rywalizacji na coraz trudniej uchwytnym styku mocarstwowej polityki z biznesem.
Równolegle z działalnością tabaczną rozwijał Leopold całą gałąź przemysłu cukrowniczego. Zbiegło się to z wyjątkowo korzystną koniunkturą w tej dziedzinie przemysłu, którego produkcja w dużej mierze trafiała na rynek rosyjski. Dość wspomnieć, że w owym czasie obroty zakładów cukierniczych Kronenberga sięgały gigantycznych 2 mln rubli, a ich właściciel zatrudniał ponad 3% ogółu robotników w całym Królestwie. Po fuzji trzech największych cukrowni i powołaniu kapitału zbiorowego jako Towarzystwa Fabryk Cukru Leopold stracił jednak zainteresowanie tą branżą. Zwrócił się za to ku kolejnictwu, a ponieważ dążył do kumulacji pokrewnych dziedzin, w obszarze jego działań inwestycyjnych znalazło się także górnictwo. Inwestycje w poszukiwanie i wydobycie węgla niezbędnego dla kolei zaowocowały powołaniem spółki akcyjnej o nazwie Warszawskie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych. Jego założycielami byli Leopold Kronenberg i chemik Jakub Natanson. Mimo uczestnictwa Leopolda w wielu ciałach decyzyjnych Królestwa, w tym w Radzie Przemysłowej, upłynęły lata, nim jego inicjatywy przemysłowe doczekały się pozytywnych reakcji władz. Dlatego też jego optymizm inwestycyjny kierował się bardziej na dzierżawę monopoli oraz budowę kolei. Ostatecznie Leopold pozostał budowniczym infrastruktury kolejowej i dzierżawcą monopoli, a nade wszystko finansistą i bankierem.
Apetyt inwestycyjny Leopolda rósł niejako na przekór piętrzącym się przeciwnościom. Efekty jego twórczej inwencji można podzielić na kilka okresów. Pierwszy etap przypadł na lata czterdzieste XIX w. i oznaczał koncentrację wysiłków na monopolu tabacznym i cukrownictwie. Drugi etap obejmował koniec lat pięćdziesiątych i wyróżniały go działalność inwestycyjna w kolejnictwie, powstanie Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i starania o koncesje górnicze. To także początek udziału Leopolda w reformie bankowości. Najbardziej płodnym okresem były lata sześćdziesiąte. W sferze bankowej wymienić należy najważniejsze dokonania: reforma Banku Polskiego, stworzenie Banku Dyskontowego w Petersburgu i Banku Handlowego w Warszawie, a także jego filii w Moskwie, powołanie Banku Ziemskiego. Ponadto w pozostałych dziedzinach: finalizacja budowy Kolei Warszawsko-Terespolskiej, eksploatacja Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i Warszawsko-Bydgoskiej, a także osiągnięcia finansowe, z których najważniejsze to powołanie do życia Warszawskiego Towarzystwa Ubezpieczeń oraz Towarzystwa Kredytowego i Kasy Przemysłowców.
Neofita
O tym, że pieniądze otwierały wiele drzwi, zwłaszcza w skorumpowanym do szpiku kości aparacie państwa carskiego, Kronenberg wiedział tak samo dobrze jak jego konkurenci walczący o koncesje, dotacje i kontrakty. Jednak przynależący do elit finansowych i establishmentu Żydzi napotykali na barierę w postaci antysemickich uprzedzeń i stereotypów. Aleksander Hertz przyrównuje społeczność starozakonną do całkowicie odrębnej kasty, której podstawową cechą była nie tyle społeczna izolacja – kontakty i wymiana dóbr między kastami bywają nawet konieczne – ile dziedzicznie utrwalona hierarchia społeczna. Żydzi mogli pełnić ważne funkcje ekonomiczne i cieszyć się lokalnymi przywilejami, stanowili jednak kastę niższą i nieraz świadomie poniżaną. Takie położenie – dowodził Hertz – sprzyjało kształtowaniu się postawy adaptacyjnej.
Proces asymilacji zewnętrznej, jaki propagowała haskala, nigdy nie był pełny, dopóki nie obejmował także sfery religijnej. Najlepsza droga – zdaniem Hertza – wyjścia z „kasty” prowadziła przez zmianę wyznania. Zjawisko konwersji religijnej było znane już znacznie wcześniej. Neofici byli jednak tropieni przez niestrudzonych obrońców rasy. Pogardliwie nazywani fałszywie nawróconymi „mechesami” lub nieco łagodniej „przechrztami”, wciąż w powszechnej opinii stanowili zagrożenie dla narodu, który zapewnił im paradisus Judaeorum.
Droga konwersji na wiarę chrześcijańską w XIX w. stała się powszechna wśród bogacącej się żydowskiej burżuazji. Motywem nie musiały być głębokie przeżycia duchowe, wystarczały względy czysto pragmatyczne – ekonomiczne, narodowo-polityczne i społeczne. W przypadku Leopolda Kronenberga ten kolejny etap asymilacji, wykraczający poza założenia haskali, wydawał się nieunikniony. Zwłaszcza że jego ówczesne starania o dzierżawę monopoli były torpedowane przez rosyjską administrację ze względu na jego żydowskie pochodzenie. Bezpośrednim zaś powodem wyboru wyznania ewangelicko-reformowanego był ślub Leopolda z Ernestyną Rozalią Leo, która sama kilka lat wcześniej zmieniła wyznanie z mojżeszowego na ewangelickie. W ten sposób udało się małżonkom uniknąć zakazu zawierania małżeństw mieszanych.
Choć trzej bracia Leopolda przyjęli katolicyzm, on dokonał wyboru protestantyzmu jako religii bliższej ascetyzmowi judaizmu. Protestancka etyka dawała religijną podbudowę dążności do stałego rozwoju i osiągania zamożności na drodze ciężkiej pracy, etyki i wykształcenia. Protestantyzm, w przeciwieństwie do katolicyzmu, bogacenie określał jako cnotę i obowiązek.
Wielu neofitów żydowskich w tamtym okresie charakteryzował religijny indyferentyzm i brak gorliwości w wyznawaniu nowej wiary. Również Leopold przez najbliższe otoczenie był określany jako bezwyznaniowiec i liberał w kwestiach religijnych. Gdy jednak w grę wchodziły względy narodowe i patriotyczne, jego żarliwość potrafiła zadziwiać wszystkich.
Polak patriota
W okresie poprzedzającym wybuch powstania styczniowego do głosu coraz silniej dochodziły wzajemnie skonfliktowane grupy niepodległościowe. W zawiłym labiryncie politycznych powiązań, intryg i wewnętrznych rozgrywek Kronenberg poruszał się z taką samą swobodą jak w biznesie. Jego działania nie cechowały jednak osobiste ambicje, lecz względy patriotyczne i interesy klasy społecznej, której był reprezentantem. Sprawnie lawirował pomiędzy oficjalnymi negocjacjami z carską władzą najwyższego szczebla a tajną działalnością stowarzyszeń niepodległościowych. W końcu stworzył organizację „białych” i stanął na jej czele. W owym czasie wielość tajnych frakcji o sprzecznych celach i interesach nie sprzyjała zawarciu konsensusu w walce o niepodległość. Niezrealizowanym celem Leopolda było utworzenie Rządu Narodowego, skupiającego przedstawicieli wszystkich ugrupowań politycznych. Podstawową osią konfliktu był podział sił niepodległościowych na zwolenników i przeciwników walki zbrojnej. Kronenberg należał do tych drugich i zabiegał o stopniowe zwiększanie autonomii Królestwa na drodze negocjacji i politycznych kompromisów z zaborcą. Programowo zaś działania „białych” koncentrowały się na pracy organicznej i szerzeniu oświaty, a nie na organizacji zbrojnego powstania, z góry skazanego na klęskę. Ostatecznie imperatyw walki zbrojnej przechylił szalę i „biali” również wsparli powstanie. Sam Kronenberg finansował wiele inicjatyw ruchu powstańczego na wszystkich jego etapach. Wiadomo między innymi, że opłacał zakup broni i ekwipunku dla powstańców, a potem wykupywał jeńców uwięzionych przez Moskali.
W obawie przed konsekwencjami w lipcu 1863 r. Leopold podjął dramatyczną decyzję o ucieczce za granicę. Załamany brakiem perspektyw na osiągnięcie jakichkolwiek celów na drodze negocjacji czy walki, po utracie nadziei na wsparcie powstańców przez Anglię i Francję oraz ze względów osobistych zdecydował się na emigrację. Trafiwszy jednak na obczyznę, szybko zaczął podejmować próby powrotu. Biografowie zgodnie podają, że powrót po rocznej banicji kosztował Kronenberga gigantyczną łapówkę, wynoszącą według niektórych źródeł pół miliona rubli. Ta pozornie wysoka cena, poniesiona za wsparcie powstania, uchroniła go przed zesłaniem i konfiskatą majątku. Wydaje się również, że traumatyczne doświadczenia trwale ostudziły polityczne ambicje Leopolda Kronenberga i pozwoliły mu skupić się na dziedzinach, w których był niekwestionowanym liderem, wciąż pozostając zagorzałym patriotą.
Filantropia i altruizm
Porzuciwszy politykę, Leopold dbał o utrwalenie własnej pozycji społecznej i czynił liczne awanse arystokracji polskiej. Ważnym ku temu krokiem była nobilitacja, czyli otrzymanie w 1868 r. tytułu szlacheckiego z herbem Strugi. Kilka lat wcześniej Kronenberg wszedł w posiadanie majątków ziemskich, w tym majątku Strugi w guberni warszawskiej. W istocie spektakularnym potwierdzeniem pozycji najbogatszego przedstawiciela polskiej burżuazji była budowa pałacu w centrum Warszawy. Ten pomnik próżności Kronenberga i „owoc grzechu pychy”, jak określali budowlę zawistni rywale, stał się jednym z najokazalszych symboli architektonicznych stolicy. Najnowocześniejszy w swoim czasie, niezwykle okazały obiekt łączył harmonijnie francuski i włoski renesans z późnym klasycyzmem. Bogato ornamentowany, wspierany na kariatydach dumnie sąsiadował z Bankiem Handlowym, ogrodem Saskim oraz pałacami – Namiestnikowskim, Zamoyskich i Staszica.
O ile pałac był perłą w koronie jego dokonań, to koronę tę stanowiła filantropia, której Kronenberg poświęcił większość swoich późniejszych działań. Jak w finansach, tak i w dobroczynności najbogatszy bankier działał równolegle na wielu polach. W kulturze i oświacie zasłynął jako wydawca gazet i mecenas sztuki. Po nabyciu „Gazety Polskiej” (wcześniejsza nazwa to „Gazeta Codzienna”) pozyskał na stanowisko redaktora Józefa Ignacego Kraszewskiego. Zaangażowanie najpoczytniejszego pisarza, znanego ze swoich antysemickich poglądów, było zdaniem przeciwników iście makiawelicznym posunięciem. Środowiska żydowskie przyjęły nazwisko autora Starej baśni w „Gazecie Polskiej” z aprobatą: „W nabytej przez Kronenberga Gazecie Polskiej niedawny antysemita, Kraszewski, nawrócony przez bankiera-wydawcę na żydofilstwo, zmienia ten wpływowy dziennik na trybunę, z której pobrzmiewa hasło pojednania i łączności”.
Wspólnie z innymi przedstawicielami żydowskiej arystokracji podejmował Kronenberg na polu edukacji i oświaty wiele działań pro publico bono. Współfinansował i współredagował chociażby „Bibliotekę Warszawską” (miesięcznik naukowo-literacki) czy pierwsze polskie wydanie dzieł Kopernika. Razem z wieloletnimi partnerami Józefem Zamoyskim i Ludwikiem Krasińskim sponsorował wydanie słynnej Encyklopedyi rolnictwa i wiadomości związek z niem mających. Wsparł też powstanie Muzeum Przemysłowego.
Największym osiągnięciem Kronenberga pozostaje bez wątpienia założenie Szkoły Handlowej (1875). Ten długotrwały proces organizacyjny powierzył częściowo synom, by samemu wcielać wizję nowatorskiego programu edukacji przyszłych handlowców i bankierów. „Dzieło życia” Kronenbergów przetrwało do dziś jako Szkoła Główna Handlowa (w czasach PRL – Szkoła Główna Planowania i Statystyki). W tym samym roku Leopold powołał do życia również sześcioletnią szkołę techniczną, kształcącą przyszły personel dla Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i Warszawsko-Bydgoskiej.
O aktywności filantropijnej Leopolda informacje są niepełne, gdyż on sam nigdy nie zabiegał o rozgłos, często pozostając anonimowym darczyńcą. Wiadomo, że był wieloletnim działaczem i prezesem Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, finansował szpital dziecięcy, wspierał kasy rzemieślnicze, szpitale, przytułki i ochronki. Był niestrudzonym poszukiwaczem nowych form pomocy i wsparcia dla potrzebujących.
Prawdopodobnie Leopold jak wielu z jego rodaków wyniósł posłanie dobroczynności z rodzinnego domu. W judaizmie szczególną wagę przywiązuje się do przykazania (micwy) okazywania miłosierdzia – cedeka. Słowo to oznacza również sprawiedliwość (cedek), ma więc znacznie głębsze znaczenie niż powszechnie rozumiana jałmużna. Nie będąc wyznawcą judaizmu, Leopold wypełnił w niewyobrażalnym wymiarze micwę dobroczynności, czyniąc z niej życiowe powołanie. Zmarł w Nicei w wieku 66 lat, 5 kwietnia 1878 r.
Spośród sześciorga dzieci Leopolda jedynie najstarszy Stanisław Leopold odziedziczył talent i zamiłowanie do interesów, zmarł jednak przedwcześnie, złamany wieloletnią chorobą psychiczną. Pozostali potomkowie Leopolda nie potrafili pomnażać stopniowo topniejącej fortuny rodzinnej. Wszyscy przejęli jednak po ojcu pasję filantropijną. Wspomniany już Stanisław Leopold był wydawcą prasowym, założycielem Biblioteki Umiejętności Prawnych, Kasy Pomocy Naukowej, fundatorem stypendiów, kas rzemieślniczych i przytułków dla położnic. Najmłodszy syn Leopolda, Leopold Julian, sfinansował budowę Filharmonii Warszawskiej.
Sumę dokonań Leopolda Kronenberga najpełniej oddają słowa: „Przewodnią jego myślą był zawsze interes kraju i gorące do niego przywiązanie. Energią, działalnością nieustającą, bystrością pomysłów i umiejętnym ich przeprowadzeniem na pole rzeczywistości, dobił się kolosalnej fortuny, ale dobił się uczciwie i umiał być jej zacnym i szlachetnym szafarzem, równie w zakresie dobra publicznego jak i życiu prywatnym” (Wójcicki, „Kłosy” 1878). – Kazimierz Władysław Wójcicki, „Kłosy” 1878: 243

Źródła:
Andrzej Żor, Kronenberg. Dzieje fortuny, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011.

Opublikowane – Głos Przebudzenia – nr 1 2021

Izraelska tajemnica sukcesu

Fenomen współczesnego Izraela jest szeroko opisywany i analizowany zarówno w literaturze ekonomicznej, socjologicznej i politycznej. Powszechne jest również nazywanie go narodem startupów i innowacyjności. Śledząc wyniki ekonomiczne, statystyki i wykresy trudno temu zaprzeczyć. Równolegle ten maleńki kraj egzystuje, zachowując wysokie tempo wzrostu będąc w stanie permanentnej wojny.

Każdy ekspert jest ekspertem od tego, co było. Nie ma żadnego eksperta od tego, co będzie. Jeżeli chce się zostać ekspertem od przyszłości, trzeba zastąpić doświadczenie wizją” – Dawid Ben Gurion

FAKTY
Pięciokrotny wzrost gospodarczy w przeciągu sześćdziesięciu lat obejmuje dwa okresy przedzielone czasem głębokiej stagnacji i hiperinflacji. Okres 1948-1970 obejmuje wojnę niepodległościową, kryzys synajski, wojnę sześciodniową, ale równolegle potrójny wzrost populacji i czterokrotne zwiększenie PKB na głowę mieszkańca. Drugi okres dynamicznego wzrostu rozpoczęty w 1990 roku, wciąż trwa..
W Izraelu występuje największa na świecie liczba startupów przypadająca na ogół ludności. Amerykański NASDAQ notuje więcej izraelskich firm niż ogółem wszystkich z Europy. Izrael ma również najwięcej inwestycji kapitału wysokiego ryzyka. Ich liczba jest znacznie wyższa niż w Chinach, Indiach, Europie czy USA. Mimo, wyjątkowo niespokojnej sytuacji na Bliskim Wschodzie oraz ogólnoświatowego kryzysu tempo wzrostu gospodarczego wciąż wzrasta. Fenomen Izraela polega, zatem na tym, że wzrost gospodarczy opierający się w głównej mierze na kreatywności jest proporcjonalny do nasilających się zagrożeń, które z kolei zamiast osłabiać – stymulują.
Zwiększając dwukrotnie stan gospodarki w porównaniu z USA i odnotowując pięciokrotny wzrost populacji, Izrael równocześnie stoczył trzy wojny – podkreśla Gidi Grinstein, dyrektor Instytutu Reuta, izraelski ekonomista polityczny. Eric Schmidt, prezes zarządu Google powiedział, że najlepszym miejscem dla przedsiębiorców, po USA jest Izrael. Z kolei Steve Ballmer, prezes Microsoftu stwierdził, że ze względu na znaczenie i udział izraelskich programistów Microsoft jest w takim samym stopniu izraelski co amerykański. Warren Buffet złamał swoją żelazną zasadę minimalizacji ryzyka, inwestując poza granicami USA 4,5 miliarda dolarów. W 2006 roku Buffet kupił izraelską firmę startupową i to w trakcie trwania II wojny libańskiej.
Jak to możliwe, że to małe państwo przekonało do siebie największych inwestorów, dla których ryzyko inwestycyjne jest jednym z głównych parametrów wpływających na decyzje biznesowe. Samodzielnie, zaś stało się niekwestionowanym liderem w dziedzinie technologii, wynalazczości i nowoczesnego rolnictwa. Jednak rozwój w tych dziedzinach nigdy nie opierał się na konwencjonalnych i sprawdzonych zasadach, a wręcz przeciwnie – był i jest ciągłym eksperymentem i improwizacją.

POCZĄTKI
Od czasu powstania współczesnego Izraela jego założyciele i liderzy stawiali na dwie dziedziny, których rozwój był niezbędny do przetrwania. Pierwszym wyzwaniem dla młodego państwa żydowskiego było jak najlepsze zagospodarowanie terenu pustynnego. Tradycyjne metody nie miałyby tu zastosowania, ponieważ nigdy wcześniej człowiek nie próbował na taką skalę tworzyć upraw na pustynnej i skalistej glebie. Jedyną możliwością, którą skwapliwie wykorzystano było stworzenie rolnictwa opartego w 95% na technologii. Kibucowe osady rolnicze stały się, więc laboratoriami eksperymentalnymi, a rolnicy naukowcami. Drugim filarem państwa stała się silna armia oparta nie tyle na liczebnej potędze militarnej, ile na jej nowoczesności i skuteczności. Zresztą, te dwie dziedziny – rolnictwo i armię zawsze spajała sieć wzajemnych powiązań i oddziaływań. Postęp technologiczny w izraelskiej armii znajdował zastosowanie w przemyśle cywilnym i odwrotnie. Kolejne rządy izraelskie, niezależnie od ich orientacji politycznej stymulowały czy wręcz sterowały taką dwukierunkową korelacją. Nie jest kwestią przypadku, że większość izraelskich premierów miała wykształcenie rolnicze, a ich karierę polityczną poprzedzała kariera wojskowa i stopnie generalskie.

LUDZIE
W opinii międzynarodowej największą siłą Izraela jest jego kapitał ludzki. Olbrzymi potencjał tkwiący w kadrze technicznej Izraela docenił między innymi światowy lider w produkcji urządzeń sieciowych i telekomunikacyjnych, firma Cisco, w 2008 roku kupując dziewięć izraelskich startupów i łącznie inwestują grubo ponad miliard dolarów w izraelskie firmy. Zarówno Cisco jak i inne wielkie korporacje technologiczne upodobały sobie Izrael, Chiny i Indie za zagraniczne centra technologiczne, jednak to Izrael jest niekwestionowanym liderem innowacyjności i działalności związanej z przejęciami. Istotną rolę w rozwoju zarówno firm izraelskich jak i powiązanych z nimi zagranicznych koncernów odgrywa zjawisko określane jako „drenaż mózgów”. Polega ono na ciągłej migracji naukowców i przedsiębiorców izraelskich do innych krajów, w których wnoszą swój intelektualny wkład i najczęściej po latach wracają do Izraela wraz z kapitałem i zdobytym doświadczaniem. Jest to, zatem proces dwukierunkowy, wzbogacający obie strony.

CHUCPA I ANTYHIERARCHICZNOŚĆ
O tym jak głęboka przepaść dzieli typową dla wielkich korporacji kulturę pracy i schematycznego sposobu myślenia przekonali się chociażby pracownicy Intela. Żeby zminimalizować przepaść kulturową między Izraelem a Stanami Intel wprowadził „seminaria międzykulturowe”. Wciąż, jednak nie tylko Amerykanie nie są w stanie pojąć tego braku dyscypliny w kulturze Izraela, gdzie od dziecka wpaja się kwestionowanie autorytetów i dogmatów oraz potrzebę ciągłego zadawania pytań i poszukiwania innowacyjności.
Największy wpływ na osobowość i mentalność współczesnego Izraelczyka ma jednak nie tradycja, rodzina czy szkoła. Kuźnią osobowości są Siły Obronne Izraela – IDF, potocznie określane inkubatorem kadr dla izraelskiej gospodarki.
Już na poziomie szkoły średniej rozpoczyna się proces rekrutacji do odpowiednich jednostek wojskowych, gdzie młody człowiek przez kolejne lata rozwijać będzie swoje zdolności w otoczeniu najnowszej technologii i w ekstremalnych warunkach. Po zakończonej służbie wojskowej może dalej pogłębiać swoje umiejętności na wyższych uczelniach, rozpocząć pracę zawodową, wykorzystując sieć zdobytych w wojsku kontaktów. Siły Obronne Izraela bazują na zawodowych wojskowych, poborowych i olbrzymiej grupie rezerwistów, dlatego niemal każdy Izraelczyk przez całe dorosłe życie związany jest z armią. Można śmiało powiedzieć, że armia izraelska nie ma swojego odpowiednika nigdzie na świecie. Jest wyjątkowa również pod względem antyhierarchicznej kultury połączonej z kreatywnością i motywowaniem do improwizacji.

Jak dowodzi amerykański historyk wojskowości, były doradca George’a Busha seniora Edward Luttwak, izraelska armia ewoluowała z podziemnej organizacji militarnej pod presją ciągłej i zajadłej wojny. „Zamiast cichej akceptacji doktryn i tradycji, co obserwujemy w przypadku większości innych armii, rozwój izraelskiego wojska odznaczał się burzliwą innowacyjnością, sporami i dyskusjami” podsumowuje Luttwak.

Generał Jiftach Spektor, as izraelskiego lotnictwa przytacza słowa, które niegdyś usłyszał z ust przełożonego: „Ślepe posłuszeństwo nie zwalania z odpowiedzialności za rezultaty, gdyż brak decyzji sam w sobie jest decyzją. Po co zrobili z ciebie oficera, jeśli nie po to abyś zmieniał rozkazy, które twoim zdaniem są niewłaściwe”. W IDF znana jest historia pewnego oficera, który w trakcie trwania bitwy poprosił generała o zgodę na zmianę jakiegoś elementu ustalonego planu. Generał odpowiedział mniej więcej tak: „awansowałem pana do stopnia oficerskiego, aby wykraczał pan poza moje rozkazy”.
Najlepszym dowodem na dopuszczanie niesubordynacji i możliwości kwestionowania poleceń przełożonych jest termin określany „czarną flagą”. „Czarna flaga” odnosi się do rozkazów rażąco łamiących prawo, które nie muszą, czy wręcz nie powinny być wykonane. Terminu tego pierwszy raz użył sędzia Benjamin Halewy w procesie sprawców masakry cywilów w Kafr Kasim z 1956 roku. W 1961 roku ten sam Halewy zasiadał w składzie sędziowskim w procesie Adolfa Eichmanna, który swoje zbrodnie tłumaczył wykonywaniem rozkazów i ślepym posłuszeństwem wobec przełożonych.
Głęboko zakorzeniona niesubordynacja, jakkolwiek kreatywna by nie była stoi w ewidentnej sprzeczności z fundamentalnymi zasadami funkcjonowania armii, opartymi na bezwzględnej dyscyplinie. Jest takim samym pozbawionym racjonalności zjawiskiem jak tworzenie plantacji cytrusów i hodowli tulipanów na pustyni czy budowanie centrów badawczych i produkcyjnych nowoczesnych technologii w kraju otoczonych samymi wrogami. Jednak, wbrew wszelkim zasadom kraj ten w rekordowo krótkim czasie stał się światową potęgą w każdej z tych dziedzin. Specyfika Izraela jest wypadkową niepoliczalnie wielu czynników – od spełnienia biblijnych proroctw przez kształtowanie się narodu w diasporze z jej tragicznym finałem, aż po wcielanie w życie syjonistycznych wizji w określonym miejscu i czasie. Wyjątkowość ta polega, więc na tym, że nie da się jej w żaden sposób powielić.

 

Opublikowane – CEL www.portalcel.pl – Maj 2016

cel startup3

Gettoizacja Europy

Europa Zachodnia AD 2016. Dzielnice europejskich metropolii coraz częściej przypominają futurystyczną wizję Johna Carpentera z nakręconego w 1981 roku, kultowego filmu „Ucieczka z NY”.
„No go areas” to zamknięte dla białych miejskie strefy, gdzie szariat jest jedynym obowiązującym prawem. Gettoizacja Europy w zastraszającym tempie staje się faktem, w nowej wszak odsłonie – mini kalifatów.

Belgia – Kuregem, część dzielnicy Anderlechtu zwana jest „nowym Bejrutem”;
Niemcy – telewizja ZDF porównała sytuację w niemieckich miastach do owianego czarną legendą Bronxu;
Dania – Kopenhaskie dzielnice Ishøj i Nørrebro opanowują muzułmańskie gangi, władze są bezradne;
Francja – Marsylia zwana „śródziemnomorskim Chicago” określana jest również muzułmańską stolicą Europy. Calais – prowizoryczne slamsy na kilkunastu hektarach, znane bardziej jako „dżungla” zamieszkiwana przez stale rosnącą, kilkunastotysięczną rzeszę uchodźców.
Szwecja, Norwegia, Wielka Brytania.. gettoizacja Europy, jako stały element jej krajobrazu to niestety realny scenariusz na najbliższe lata.

Czym są getta i jak ich charakter ewoluował na przestrzeni wieków?

Wydawało się, że temat gett został już dogłębnie zanalizowany i opisany. Jednoznaczne skojarzenia z Holocaustem są w pełni zrozumiałe, choć nie całkiem precyzyjne. Getto jest w związku z tym pojmowane wielorako. Jako pojęcie stricte historyczne i aktualne zjawisko socjologiczne. Z drugiej strony gettoizacja współczesna występowała przeważnie nie jako forma narzucona mieszkańcom tych enklaw, ale ich suwerenny wybór.
Przykładem mogą być getto-podobne dzielnice europejskich miast zamieszkiwane przez ludność etnicznie odmienną. Są to izolowane rewiry powstałe ze względów ekonomicznych i etnicznych lub brazylijskie fawele – gigantyczne przedmieścia biedy.
Jak widać znaczenie terminu gett zmienia się w czasie pomimo jego pejoratywnego znaczenia. Trudno przewidzieć, jaką formę przyjmie w przyszłości, jednak warto sięgnąć do genezy tego zjawiska, aby móc ocenić jego rozwój na przestrzeni wieków.

Etymologia samego terminu jest dyskusyjna. Jedna z teorii głosi, że pierwszym zamkniętym obszarem miejskim, w którym izolowano Żydów były weneckie wyspy w pobliżu San Gerolamo. Działo się w to w roku 1516 po tym jak Wenecjanie postanowili oddzielić Żydów od Chrześcijan.
Nazwa getto wywodzi się zdaniem historyków od słowa gettare oznaczającego odlewnię metalu, która wcześniej znajdowała się na tamtym terenie. Niektórzy, natomiast uważają, że genezy getta należy poszukiwać w XIII wiecznym Konstantynopolu, gdzie nowi osadnicy zakładali swoje miasteczka – il borghetto, z którego jakoby miała się wywodzić późniejsza nazwa getta.
Niezależnie jednak weneckie Ghetto Nuovo i Ghetto Vecchio dały początek tej nowej i usankcjonowanej formie fizycznej segregacji. W następnych wiekach powstawały getta w większości włoskich miast, a później również w innych krajach.
Getta nie miały wyłącznie negatywnego charakteru, bowiem z czasem stały się dla ich mieszkańców autonomiczną i bezpieczną wyspą pośród wrogiego terytorium.
Inne formy izolacji Żydów występowały na terenach carskiej Rosji, gdzie antysemityzm był oficjalną linią polityczną ówczesnej władzy.
W środkowo-wschodniej Europie Żydzi zakładali własne osady i miasteczka zwane Sztetłech – na Ukrainie po Unii Brzeskiej było ich ponad sto. Zamknięte, jednolite etniczne osady stawały się kolebką kultury Jidysz, edukacji czy Chasydyzmu.
Oprócz ograniczeń określających sfery działania ludności żydowskiej carskie ukazy wprowadzały strefy jedynie, w których dopuszczano osadnictwo żydowskie. Kolejne dekrety systematycznie ograniczały ilość i wielkość stref. Strefy osiedlenia zlokalizowane były ostatecznie na obszarach, które później weszły w terytoria Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi. Według wyników badań angielskiego historyka Luciena Wolfa około 95% ludności żydowskiej w Rosji zamieszkiwało Strefy Osiedlenia.

Nazistowska doktryna rozwinęła istniejące już metody segregacji, przekształcając je w masowy przemysł eksterminacji. Pierwszym etapem „ostatecznego rozwiązania” było utworzenie głównie na terenie okupowanej Polski prawie 400 gett. W następnym etapie część gett likwidowano koncentrując ich mieszkańców w kilku największych miastach – głównie w Warszawie, Łodzi, Białymstoku i Krakowie.  Następnym etapem dla tych, którym udało się przeżyć getto były już tylko obozy zagłady i komory gazowe.
Getto Warszawskie na obszarze niespełna 3 km mieściło około 460 tys. ludzi.
Wspomnienia świadków wskazują na to, że wiele ofiar Shoah upatrywało szans na przeżycie jedynie na terenie getta. Poza nim skazani byli na niechybną śmierć. Niewielu z nich udało się przeżyć po „aryjskiej” stronie .. pozostali, którzy nie posiadali wystarczających środków lub zbyt niearyjski wygląd skazani byli na gehennę getta. Żydowski policjant otwockiego getta – Calek Perechodnik w swoich niezwykle dramatycznych wspomnieniach ukazuje między innymi, jakimi sposobami próbowali ochronić siebie i rodziny polscy Żydzi. Jednym z tych sposobów było pozostanie na terenie getta i udowodnienie hitlerowskim prześladowcom swojej przydatności. W tym celu większość usilnie próbowała dostać przydział do pracy w małych manufakturach zwanych szopami na terenie getta. Do ostatniej chwili żyli złudzeniami, że pracą zdołają zasłużyć na łaskę i ocalenie od komór gazowych. Tę z jednej strony tragiczną w skutkach i naiwną postawę piętnuje bezlitośnie Perechodnik. Również ostatni dowódca ŻOB, kierujący powstaniem w Getcie Warszawskim – Marek Edelman opisywał setki tysięcy Żydów bezwolnie maszerujących na Umschlagplatz, niezdolnych do jakiegokolwiek buntu i niemal do końca wierzących w resztki miłosierdzia ze strony swoich katów.
Prawdopodobnie jedną z wielu przyczyn takiej postawy była głęboko zakorzeniona przez wieki życia w diasporze wiara w bezpieczną przystań, jaką daje getto.

Współczesne pojęcie getta, mimo, że nosi silne piętno Holocaustu ma z nim niewiele wspólnego. W praktyce daje się zdefiniować jedynie w samej istocie, którą sformułował jeden z twórców Szkoły Chicagowskiej Louis Wirth. W pracy zatytułowanej The Ghetto Wirth oparł swoje wnioski na obserwacji chicagowskiej dzielnicy żydowskiej. Różnica między opisywanym zjawiskiem a gettem w kontekście Shoah jest jednak taka jak między amerykańską diasporą żydowską a tragicznymi losami europejskich Żydów w czasie II Wojny Światowej.  W ocenie Wirtha getto jest zjawiskiem społecznym i psychologicznym, odnoszącym się bardziej do stanu umysłu niż jego fizycznego odniesienia. Mieszkańcami gett są w tym przypadku ludzie o niskim statusie ekonomicznym, tworzący tzw. margines społeczny. Zygmunt Bauman w jednej z prac zatytułowanych „Życie na przemiał” brutalnie określił ich mianem ludzkich odpadów. Ludzie ci najczęściej dziedziczą swój mentalny i społeczny stan, określany jako zjawisko wykluczenia społecznego.

Tak też wypada postrzegać współczesne pojęcie getta – jako odmienne zjawisko socjologiczne, a samą gettoizację, jako swoisty znak czasów. Mianem getta przewrotnie określa się również enklawy dobrobytu, których mieszkańcy świadomie izolują się w silnie strzeżonych osiedlach, powodowani lękiem o własne bezpieczeństwo i zgromadzone dobra materialne.
Widać, zatem, że na przestrzeni wieków zjawisko getta ulega ciągłej transformacji. Socjologowie stosują kryterium historyczne do wyodrębnienia głównych typów gettoizacji.
Według takiej klasyfikacji mamy, więc getta przednowoczesne, dotyczące przede wszystkim Żydów.  W początkowej fazie ludność żydowska dobrowolnie izolowała się w bezpiecznych enklawach. Dopiero w późniejszym czasie separatyzm zaczął przybierać formę przymusową i równocześnie przybierać charakter stygmatu. Ten właśnie rasistowski charakter miały getta hitlerowskie.
Kolejnym typem są getta nowoczesne, klasyfikujące ich mieszkańców ze względu na klasę społeczną, do której przynależności decydowało kryterium ekonomiczne.
I wreszcie opisywane wyżej enklawy dobrobytu klasyfikowane są, jako getta ponowoczesne.
Współcześnie Europa w przyspieszonym tempie powraca do gettoizacji w typie przednowoczesnym, w jej początkowej fazie. Obserwując dramatyczny rozwój wypadków oraz towarzyszący temu polityczny chaos można się jednak spodziewać gettoizacji w jej kolejnej fazie – fizycznej separacji stref i całych dzielnic. Nic nie wskazuje na to, by ten proces mógł zostać zahamowany.
Eskalacja napięć między ludnością europejską a arabską jest częścią bezwzględnej strategii islamskiej wojny. Porażka multikulturowej utopii oraz próby wykorzenienia Europejczyków z judeochrześcijańskich tradycji i zasad skutecznie przyspieszyły ten proces. Naturalną konsekwencją tego zjawiska jest równolegle nasilająca się w państwach zachodnich radykalizacja i nacjonalizacja nastrojów oraz odradzanie się ruchów skrajnie nacjonalistycznych i wrogich wobec wszystkiego co „obce”.

 

Opublikowane – CEL www.portalcel.pl – Marzec 2016

CelGetto

Operacja MOST – polski wątek wielkiego exodusu

Alija jest hebrajskim określeniem powrotu do Ziemi Izraela i potocznie określa się nim kolejne fale imigracji Żydów. Alija ze Związku Radzieckiego sprowadziła do Erec Izrael w latach 70 dwieście tysięcy Żydów, a w latach 90 prawie milion. Łącznie przyjmuje się, że w Izraelu osiedliło się do dziś około półtora miliona Żydów pochodzących z byłych republik sowieckiego imperium. Liczba imigrantów z lat 90 przerosła wszelkie przewidywania, zwiększając populację Izraela o 20 procent.

W tym wielkim exodusie znaczący udział miała również Polska. Operacja, której nadano kryptonim MOST wiąże ze sobą dwa wątki – wspomnianą aliję Żydów z krajów byłego ZSRR oraz wznowienie stosunków dyplomatycznych Polski z Izraelem.
Dwadzieścia pięć lat temu nastąpił przełom w kontaktach dyplomatycznych pomiędzy Polską a Izraelem, zerwanych przez ZSRR i wszystkie państwa satelickie po wojnie Sześciodniowej w 1967 roku. Proces ten zapoczątkował premier Tadeusz Mazowiecki podczas forum Amerykańskiego Kongresu Żydów w NY, w marcu 1990 roku. Premier zadeklarował wówczas gotowość do współpracy przy największej w historii operacji przesiedlenia rosyjskich Żydów do Izraela. Niedługo po tym rozpoczęły się ściśle tajne rozmowy i planowanie tej niezwykle ryzykownej i złożonej operacji. Mijająca, 25 rocznica tych wydarzeń stała okazją do ujawnienia części szczegółów pierwszej operacji służb polskich i izraelskich.
Wybór Polski, jako jednego z krajów tranzytowych opierał się na ściśle racjonalnych politycznie przesłankach. W intencji władz rosyjskich przerzut Żydów przez państwa tranzytowe miał sprawiać wrażenie nieangażowania się bezpośredniego Rosji w to przedsięwzięcie. Dlatego był to warunek sine qua non postawiony przez Rosjan. W ten sposób minimalizowano ryzyko pogorszenia dobrych relacji z państwami arabskimi, hołubionymi przez kolejne rządy radzieckie, a potem rosyjskie. Z izraelskiego punktu widzenia tranzyt przez kraje socjalistyczne ograniczał ewentualność ucieczki trudnej do przewidzenia grupy uchodźców do zachodnich placówek dyplomatycznych lub ubieganie się przez nich o azyl w kraju przesiadkowym.
Zanim most powietrzny został uruchomiony przez Warszawę, pod koniec lat 80 korzystano ze szlaków przerzutowych prowadzących przez Wiedeń i Budapeszt. Zamach bombowy na konwój w Budapeszcie, dokonany przez arabskich terrorystów zakończył węgierski epizod tej historii. Wybór nowej trasy tranzytowej padł na Polskę, choć zagrożenie atakami terrorystycznymi było równie realne. Niezbitym tego dowodem był zamach na polskiego radcę handlowego w Bejrucie już cztery dni po wystąpieniu Tadeusza Mazowieckiego na nowojorskim forum. Choć oficjalnie przedstawiciele libańskiego Hezbollahu odżegnywali się od udziału w ataku na polskiego dyplomatę to i tak przez wszystkich było to odczytane, jako ostrzeżenie. Mimo tego plan operacji MOST był skrupulatnie kontynuowany.
Warto przy tej okazji wspomnieć, że w latach 70 i 80 Polska, będąca jednym z satelitów Kremla formalnie pozostawała sojusznikiem państw arabskich. Wielu ich obywateli studiowało na polskich uczelniach, często korzystając z państwowych stypendiów. Nieoficjalnie Polska była również azylem dla arabskich terrorystów powiązanych między innymi z palestyńskim OWP i Fatah. Warszawa stanowiła doskonały azyl dla przywódców organizacji terrorystycznych. Jednym z nich były Abu Daoud związany ze ścisłym przywództwem Czarnego Września – organizacji stojącej między innymi za zamachem na izraelskich sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku. Drugim był Abu Nidal przywódca Rady Rewolucyjnej Fatah, odpowiedzialny za ponad sto zamachów terrorystycznych w Europie Zachodniej. Trudno zatem nie odnieść wrażenia, że arabscy terroryści przez jakiś czas korzystali z parasola ochronnego komunistycznego rządu Polski i że była to część polityki prowadzonej przez ZSRR z krajami arabskimi. Na tym tle działania nowych, polskich władz po 1989 roku radykalnie zmieniały ten stan. Współpraca z Izraelem, której ostatecznym celem było wzbogacenie ludności tego państwa o co najmniej kilkaset tysięcy obywateli leżała w sprzeczności z interesami państw arabskich oraz rzecz jasna, zamieszkujących Izrael Palestyńczyków. Z drugiej strony wielu arabskich komentatorów żywiło nadzieję, że tak ogromna fala uchodźców ze Związku Radzieckiego może bardziej zaszkodzić samemu Izraelowi, rozrzedzając jego strukturę etniczną i drastycznie osłabiając jego gospodarkę.

Niezależnie od tych spekulacji polskie służby odpowiedzialne za przeprowadzenie całej operacji musiały być przygotowane na najgorsze scenariusze. Sprawa bezpieczeństwa uzyskała, więc najwyższy priorytet. W pierwszej kolejności powołano roboczy zespół ekspertów odpowiedzialnych za zabezpieczenie całej operacji, pod nazwą Grupa Realizacyjna Operacji Most – w skrócie GROM. Nazwa nie jest przypadkowa, bowiem po zakończeniu Operacji MOST grupa ta przekształciła się w jednostkę sił specjalnych – GROM. Na potrzeby operacji MOST odpowiedzialnym za bezpieczeństwo został płk Jerzy Dziewulski, „Dziewul” – legendarny dowódca komandosów z Okęcia.
Od samego początku polscy funkcjonariusze ściśle współpracowali z kolegami z Mosadu, Szin Bet i elitarnej jednostki Sayeret Matkal. Ponieważ izraelscy komandosi znali język polski możliwe było tworzenie mieszanych patroli ochraniających lotnisko Okęcie i jego okolice, trasy przejazdu konwojów i miejsca czasowego zakwaterowania uchodźców. Zanim jednak to nastąpiło Polacy musieli zostać odpowiednio przeszkoleni i wyposażeni. Zakupem uzbrojenia, ekwipunku i pojazdów specjalistycznych zajęła się polska firma Art-B, współfinansująca całą operację.
Art-B nie była zwykłym podmiotem gospodarczym w czasach raczkującego polskiego kapitalizmu. Była swoistym fenomenem biznesowym, z obrotami dorównującymi największym światowym korporacjom. Owiana czarną legendą, organizacja finansowa kojarzona głównie z tzw. Oscylatorem i osobami jej właścicieli, Art-B łączyła w niewidzialny sposób światy międzynarodowej polityki, wielkiego biznesu i filantropii.
Jej założycielami byli dwaj przyjaciele – Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski. Współpraca przy wydarzeniu tej rangi co alija rosyjskich Żydów była dla nich nie tylko życiowym wyzwaniem, lecz spełnieniem marzeń o misji na rzecz Narodu Wybranego. Dziś coraz więcej opowiadają o tamtych wydarzeniach w licznych wywiadach i publikacjach. Jednak wiele pytań, zwłaszcza dotyczących szczegółów współpracy ze służbami izraelskimi pozostaje bez odpowiedzi.. na razie. Po upływie pięćdziesięciu lat przestanie obowiązywać ich „klauzula milczenia”.

Tymczasem, operacja MOST przebiegła bez większych zakłóceń, pomimo wzmożonego zainteresowania ze strony osób związanych z placówkami dyplomatycznymi państw arabskich. W ciągu dwóch lat, 1990-1992 z Rosji przez Warszawę do Tel Awiwu przewieziono ponad 100 tysięcy żydowskich emigrantów, utrzymując całą operację w ścisłej tajemnicy przed mediami i opinią publiczną. W trakcie całej operacji kilkakrotnie zmieniany był jej scenariusz. Na ogół uchodźcy przyjeżdżali koleją do Dworca Gdańskiego w Warszawie, stamtąd kilkuset osobowa grupa Żydów z całym dobytkiem eskortowana była do hotelu w okolicy lotniska. W silnie strzeżonym przez polsko-izraelskie zespoły komandosów budynku rodziny żydowskie mogły nieco odpocząć i posilić się przed dalszą podrożą. Tam też funkcjonariusze izraelskich linii lotniczych dokonywali odpraw pasażerów i innych niezbędnych formalności, unikając tym samym zbędnego zamieszania na lotnisku. Następnie konwój ruszał na teren Okęcia, gdzie omijając główne budynki lotniska pasażerowie wsiadali do nieoznakowanego Jumbo Jeta linii El Al, bezpośrednio z pasa startowego. Po krótkim czasie, niezbędnym do zaokrętowania ludzi olbrzymi Boeing 747 wznosił się w ostatni etap podróży do Ziemi Obiecanej. Ten scenariusz powtarzał się niekiedy, co osiem godzin, czasem z kilkudniowymi przerwami przez blisko dwa lata.

Polacy zaangażowani w to bezprecedensowe przedsięwzięcie nie tylko stanęli na wysokości zadania, lecz przyczynili się do symbolicznego przełamania barier między naszymi krajami. Dalsze losy rosyjskich Żydów to już temat na oddzielną opowieść.

Bibliografia:
Wilczak, Most – tajna operacja przerzutu Żydów, Warszawa 2015;
Materiały prasowe

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Styczeń 2016

Reformacja a Żydzi – mroki przeszłości

Przedstawiciele żydowskich gmin wyznaniowych w Holandii domagają się od protestantów przeprosin za wrogą Żydom postawę Marcina Lutra i jego kontynuatorów, która zdaniem wielu stanowiła źródło antysemityzmu. Dzieje się tak na dwa lata przed pięćsetną rocznicą Reformacji, jednak nie wydaje się, żeby była to główna przyczyna tych żądań.

Dziwić może fakt, że głosy te najsilniej brzmią w Holandii, która była przecież krajem zdominowany przez kalwinizm. Również teraz narastający antysemityzm w Holandii i w innych krajach zachodniej Europy jest udziałem islamistów a nie miejscowych środowisk protestanckich. Niezależnie jednak od rzeczywistych powodów wystąpienia holenderskich rabinów – ortodoksyjnych i liberalnych, historyczne źródła antysemityzmu znajdują uzasadnienie w postawie i stosunku Marcina Lutra do Żydów.

Bezdyskusyjną zasługą Reformacji jest to, że zwróciła prostym ludziom Słowo Boże zawłaszczone przez hierarchię kościelną i przywróciła je do rangi najwyższego autorytetu w sprawach wiary, zaś Bożą łaskę na nowo określiła, jako jedyną drogę do Zbawienia.
Jednakże w kwestii żydowskiej, za sprawą Marcina Lutra i wielu jego naśladowców na setki lat zakorzenił się w narodach protestanckich specyficzny rodzaj antyjudaizmu, jak umownie nazywamy pierwotną formę niechęci do żydów i ich religii. Antyjudaizm w tym wypadku miał analogiczne konotacje, jakie obserwujemy w przypadku antyjudaizmu katolickiego. Teoretycznie odnosił się do spraw religijnych, w praktyce przybrał formę nienawiści rasowej. Teologiczne i społeczne przyczyny antysemityzmu protestanckiego są zakorzenione w teoriach głoszonych przez Lutra, głęboko rozczarowanego niechęcią żydów do konwersji na protestantyzm.
Oto, jakich instrukcji udzielał Marcin Luter w sprawie ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, w duchu „surowego miłosierdzia” w piśmie „O Żydach i ich kłamstwach” (Von den Juden und ihren Lügen) –
Po pierwsze, podpalić ich synagogę czy szkołę, a to, co nie chce spłonąć, zasypać ziemią, aby żaden człowiek nie zobaczył kamienia ani żużlu na wieki […]
Po drugie, rozbić i zburzyć tak samo ich domy. Bo oni uprawiają w nich to samo, co w swoich szkołach. Za to trzeba ich umieścić w jakimś przytułku lub stodole, jak cyganów […]
Po trzecie, należy odebrać im modlitewniki i Talmud, bo w nich uczy się bałwochwalstwa, przekleństw i bluźnierstw.
Po czwarte, ich rabinom pod karą śmierci zakazać nauczania. Bo ten urząd zupełnie słusznie utracili […]
Po piąte, znieść całkowicie straż na ulicach dla Żydów, bo oni są niepotrzebni w kraju, bo nie są władcami ani urzędnikami, ani handlarzami, ani kimś podobnym […]
Po szóste, zabronić im lichwy i zabrać im całą gotówkę i klejnoty w srebrze i złocie, i odłożyć na bok na przechowanie […]
Po siódme, młodym Żydom i Żydówkom dać do rąk cep, siekierę, motykę, łopatę, kądziel, wrzeciono i kazać im zarabiać na chleb w pocie czoła […].
Bo słusznie gniew Boży nad nimi jest wielki, przez łagodne miłosierdzie stają się coraz gorsi, a przez surowość staną się trochę lepsi. Dlatego precz z nimi na zawsze”.

Trudno nie odnieść wrażenia, że słowa Lutra były jawnym nawoływaniem do prześladowań i pogromów. Jego rzeczywiste intencje w stosunku do żydów potwierdzają nie tylko słowa, lecz niestety również czyny. Zanim, bowiem opublikował swój antyżydowski pamflet zainicjował w 1537 roku wygnanie Żydów z Saksonii. W następnych latach kontynuował akcje wypędzania starozakonnych w kilku innych niemieckich miastach, próbował również agitować elektora Brandenburgii do tego samego.
Z pewnością postawa Lutra jest kłopotliwą do oceny kartą w historii reformacji. Jednocześnie nie sposób przemilczeć skutków, jakie głoszone tezy przyniosły w postawie wielu protestantów w stosunku do Żydów.
Niezmiernie trudno jest także oceniać postawę człowieka, który wniósł tak olbrzymie zasługi dla wiary chrześcijańskiej jak Marcin Luter. Oczywiście, Luter nie był pierwszym reformatorem, choć to jemu przypisuje się rolę ojca reformacji, nieco w cień odsuwając jego poprzedników Waldo (Valdès), Ockhamę, Wycliffie’a czy wreszcie Jana Husa. Niemniej jednak to Marcin Luter dokonał przełomu w kwestii wiary, wyzwalając ją spod religijnej ciemnoty średniowiecza i odbierając Watykanowi monopol na dziedzictwo Chrześcijaństwa.
Największą zagadką jednak jest to, że człowiek obdarzony tak głębokim objawieniem w sprawach wiary i istoty chrześcijaństwa popadał w tak głębokie zwiedzenia w innych kwestiach. Paradoks ten próbuje wyjaśnić Heiko Obermann w biografii Lutra, odnosząc się głównie do przytaczanych fragmentów pisma „ O Żydach ..” Obermann nie bagatelizuje wypowiedzi Reformatora sprowadzając je do słownych lapsusów czy też składając je na karb starości. Zamiast tego próbuje ukazać człowieka stojącego na granicy dwóch światów, między prawem a Ewangelią, między Bogiem a diabłem. Z tą samą bezwzględnością występował Luter w stosunku do „papieżników” jak i kilka lat później przeciw zbuntowanym chłopom –  wyznaczając drogę ku Reformacji, jako przełomu dla świata. U kresu życia, w obliczu zbliżającego się Sądu Ostatecznego opuszcza go głos proroka i staje się zwiastunem fanatyzmu – to najkrótsza, z możliwych próba interpretacji duchowej natury Lutra..

Specyficzna interpretacja Pisma Świętego, odnosząca się do kwestii żydowskiej była obecna od pierwszych wieków Chrześcijaństwa. Święty Augustyn uważał na przykład, że świadectwem zwycięstwa Kościoła jest odrzucenie i nędzny los Żydów (Tractatus adversus Judaeos). Kontynuacją tej linii pojmowania rzeczy były tezy głoszone na temat Izraela przez reformatorów. Jak pisze Dan Gruber, jedno z najbardziej wpływowych dzieł Lutra „Komentarz do „Listu do Rzymian” uformowało główną część fundamentu teologii protestanckiej. Jest kompilacją kazań Lutra wygłoszonych jeszcze przed przybiciem „95 tez” na drzwiach kościoła w Wittenberdze. Kwestię roli narodu żydowskiego w Bożym planie odkupienia ludzkości Luter traktuje w dwójnasób – nie porusza jej wcale albo naruszając sam tekst „Listu do Rzymian” wyciąga z niego wnioski przeciwne do oczywistych.
Podobne błędy popełniał również Jan Kalwin ignorując trwałość obietnic i proroctw dotyczących Izraela – co również podkreśla Dan Gruber – nie omawiając w większości swoich dzieł tych fragmentów Pism, które mówią o odrodzeniu narodu żydowskiego i tysiącletnim panowaniu Jezusa na ziemi. Kalwin pisząc o Proroctwach konsekwentnie omija te dotyczące Żydów lub ignoruje fakt, że są one świadectwem Bożej wierności wobec Narodu Wybranego.
Mimo wszystko, Jan Kalwin nie był tak radykalny w stosunku do starozakonnych jak Marcin Luter. Kalwin unikał głoszenia skrajnych poglądów w kwestii Żydów, siląc się na obiektywne przedstawianie ich racji. Prawdopodobnie jednym z powodów były kwestie finansowe i kredytowe, jakie łączyły kalwinów z żydowskimi bankierami. Zachowawcza postawa Kalwina w kwestii żydowskiej spowodowała fale oskarżeń pod jego adresem, wytaczanych przez luterańskich przeciwników, nazywających go „judaizantem”.
Prawdopodobnie nikt wówczas nie wyobrażał sobie jakie formy może kilkaset lat później przybrać ta filozofia. Niemieccy naziści argumentowali „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” między innymi posługując się fragmentami opisywanych pism. Trauma Holocaustu trwale odmieniła oblicze protestantyzmu w kwestii żydowskiej i skłoniła wszystkich wierzących do głębokiej refleksji. Dziś, wiele środowisk chrześcijańskich wywodzących się z nurtu ewangelicznego aktywnie wspiera państwo Izrael, zarówno w modlitwie jak również w konkretnych działaniach materialnych i politycznych.

Przedstawiciele holenderskiego Kościoła protestanckiego uznali żądania holenderskich Żydów za zasadne, przychylając się jednocześnie do inicjatywy potępienia wystąpień Lutra i głębokiej refleksji nad ich konsekwencjami.
Bibliografia:
H. Obermann, Marcin Luter – Człowiek między Bogiem a diabłem, Gdańsk 2004,
P. Johnson, Historia Żydów, Kraków 2000,
D. Gruber, Kościół i Żydzi – Biblijna perspektywa wzajemnych relacji,

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Czerwiec 2015

Falasza – Odzyskane plemię Izraela

Spośród ponad stu narodowości, które złożyły się na żydowskich obywateli dzisiejszego Izraela żyje w nim niezbyt liczna grupa czarnoskórych Żydów. Są to potomkowie etiopskich Felaszów, którzy sami siebie nazywają Bete Israel (Dom Izraela). Historia tej grupy etnicznej jest jedną z najbardziej fascynujących, a zarazem tajemniczych opowieści sięgających czasów Króla Salomona.

Historycy nie są zgodni, co do określenia jednolitej genezy tego ludu. Istnieje wiele niezwykle ciekawych, lecz różniących się od siebie hipotez na temat pochodzenia Felaszów. Każda z tych historii stanowi odrębną legendę opartą często o udokumentowane wydarzenia historyczne.
Najbarwniejsza z opowieści zabiera nas w podróż do starożytnego Izraela za czasów panowania króla Salomona. Znane z biblijnych ksiąg – I Królewskiej i II Kronik dzieje Króla Salomona wspominają o jego bliskiej znajomości z królową Saby, Mekedą. Według przekazów biblijnych i etiopskiej sagi „Kebra Nagast” (Chwała Królów) Mekeda panowała na terytorium królestwa Saby – dzisiejszego Jemenu, na Półwyspie Arabskim. Jej wpływy rozciągały się również na tereny Abisynii, czyli późniejszej Etiopii. W Biblii obszar ten nazwany był krainą Kusz. Starożytne źródła wskazują na pochodzenie ludności królestwa Saby i jego królowej od jednego z synów Noego – Sema, co nadaje im przynależność do ludów semickich.
Według arabskiej sagi zaintrygowany opowieściami o pięknej i niezwykle mądrej władczyni król Salomon zapragnął poznać ją osobiście. Ich spotkanie przerodziło się w płomienny romans, którego owocem był potomek w linii męskiej. Salomon liczył na to, że jego pierworodny syn kiedyś obejmie po nim królestwo Izraela. Ten jednak, gdy osiągnął stosowny wiek objął panowanie nad starożytną Etiopią, przyjmując imię Menelik I. Jak głosi opowieść, dorosły Menelik I podczas wizyty w Jerozolimie namawiał swego ojca by ten przekazał mu w darze Arkę Przymierza. Salomon, rzecz jasna kategorycznie odmówił. Chcąc mimo wszystko zadowolić ukochanego syna podarował mu grupę najznamienitszych młodzieńców izraelskich, pochodzących z arystokratycznych rodów, wśród których znalazł się między innymi syn arcykapłana Sadoka. Według tej samej legendy Menelik niezrażony decyzją ojca postanowił wykraść Arkę ze świątyni i zastąpić ją misternie wykonaną repliką. Plan ten powiódł się i prawdziwa Arka została na wieki ukryta w starożytnej stolicy Etiopii, Aksjum. Sam zaś król Menelik I stał się antenatem najdłuższej dynastii królewskiej w historii świata. Najdłuższej, bowiem do nieprzerwanej przez tysiące lat linii królewskiego rodu należał ostatni cesarz Etiopii Haile Selaissie I, zwany też „Lwem Judy”.
W etiopskiej sadze odnajdujemy także protoplastów dzisiejszych Falasza. Według niej towarzysze Menelika podarowani mu przez Salomona zasiali potomstwo w ziemi etiopskiej. Osiedlili się na terenie rozciągającym się wokół jeziora Tana i u podnóża gór Simen. Semicki rodowód Felaszów uwidacznia się ponoć w rysach ich twarzy, choć skóra jest czarna, a współczesne badania wykazują wspólne cechy genotypu z ludem kuszyckim. Od wieków są oni wiernymi wyznawcami Judaizmu opartego wyłącznie na Torze spisanej w ich własnym języku – staroetiopskim „Gyyz”. Ściśle przestrzegają dekalogu, nie uznają Talmudu i spisanego tam żydowskiego prawa. Ten pierwotny rodzaj Judaizmu określa się jako Mozaizm. Oprócz Falasza jedynymi znanymi współcześnie wyznawcami Mozaizmu są Karaimi, wywodzący się od krymskich Chazarów.
Oczywiście istnieje jeszcze kilka teorii tłumaczących rodowód Żydów etiopskich, choć już nie tak barwnych i niesięgających tak zamierzchłych czasów. Jedna z nich, uznawana za najbardziej prawdopodobną mówi, że przodkami Felaszów byli Izraelici, którzy schronili się przed Babilończykami w Egipcie w VI wieku p.n.e. lub Żydzi uciekający przed rzymską okupacją, po zburzeniu drugiej Świątyni Jerozolimskiej w 70 roku n.e. Kolejne teorie wywodzą korzenie Falasza od etiopskich prozelitów, którzy przeszli na Judaizm na skutek misyjnej działalności żydowskich kapłanów. Można jeszcze wspomnieć o genealogii wywodzącej się bezpośrednio od jednego z zaginionych plemion Izraela – Dan.
Przez wieki zachowali swoją specyficzną tożsamość i wierność Torze, skutecznie opierając się wszelkim próbom asymilacji, chrystianizacji czy islamizacji. Stanowili endogamiczną społeczność, która w latach swej świetności często występowała przeciwko etiopskim władcom lub doznawała prześladowań od tych, którzy wciąż widzieli w nich obcych (falasza). W ciągu ostatnich wieków ich populacja skurczyła się do rozmiaru małej i zagubionej pośrodku afrykańskiego buszu enklawy.

Exodus

Żyjąc przez wieki z dala od cywilizacji, zagubieni w mroku dziejów doczekali w końcu, by ich modlitwy o powrót do złotej Jerozolimy zostały wysłuchane. Stało się to dopiero w drugiej połowie XX wieku, gdy świat dowiedział się o istnieniu zapomnianego ludu afrykańskich Żydów. Proces ten zapoczątkował w 1973 roku sefardyjski, naczelny rabin Izraela Owadia Josef, uznając etiopskich Falasza za prawowitych Żydów. W konsekwencji tego wydarzenia, dwa lata później Kneset zastosował w stosunku do nich zasady Prawa Powrotu. Musiało jednakże upłynąć kolejnych kilka lat, aby władze Izraela podjęły konkretne kroki w kierunku sprowadzenia etiopskich braci do domu. Na bezpośrednie polecenie premiera Menachema Begina przygotowaniem ewakuacji zajęli się agenci Mossadu – jednej z najsłynniejszych służb wywiadowczych świata. Mimo tego afrykańska Alija rozciągnęła się w czasie na wiele lat z powodu niestabilnej sytuacji w tamtym regionie. Mossad musiał działać w ciągle zmieniających się warunkach politycznych, a kolejne etapy akcji opierały się w dużej mierze na improwizacji i niekonwencjonalnych metodach operacyjnych.
W pierwszym etapie w 1977 roku, na mocy tajnego porozumienia zawartego przez Mossad z ówczesnym przywódcą Etiopii, Mengistu Haile Mariamem rozpoczął się exodus. W zamian za wypuszczenie Żydów etiopskich Izrael nieoficjalnie dostarczał broń potrzebną władzy w Addis Abebie do stłumienia wewnętrznej rebelii. Układ udało się utrzymać jedynie przez pół roku dopóki do zagranicznych mediów nie wyciekła informacja, że Izrael potajemnie zbroi komunistyczny rząd Mengistu. Wszelkie dotychczasowe porozumienia zostały zerwane, a Mossad rozpoczął poszukiwanie innych kanałów przerzutu. Szybko pojawiła się nowa droga ucieczki dla Felaszów prowadząca przez Sudan. Problem polegał na tym, że uchodźcy musieli na własną rękę nielegalnie przekroczyć granicę z Sudanem. Dramat, który rozgrywał się po drodze pochłonął wiele tysięcy ofiar, głównie wśród starców i dzieci. Ludzie umierali z pragnienia i wyczerpania, kąsani przez jadowite węże, rabowani przez miejscowych bandytów. Na tych, którym udało się przeżyć tygodnie tułaczki w tropikalnym piekle czekały obozy dla uchodźców na obrzeżach Chartumu. Niektórzy spędzili w nich nawet kilka lat, w nieludzkich warunkach, zmuszeni do ukrywania swej prawdziwej tożsamości przed sudańskimi władzami i policją. W tym czasie agenci Mossadu pod osłona nocy szmuglowali odnajdywanych w obozach czarnoskórych Żydów do sudańskiego wybrzeża skąd uciekinierów przejmowała izraelska marynarka. Dalej szlak wiódł Morzem Czerwonym, przez zatokę Aqaba do Ejlatu. W latach 1982-1984 Izraelczycy zmienili taktykę przerzucając Felaszów na dużą skalę drogą powietrzną. Akcja pod kryptonimem „Bracia” zakończyła się przewiezieniem 1500 uchodźców. Tymczasem Sudan opanowała wojna domowa, która wymusiła na tamtejszej dyktaturze rozpoczęcie negocjacji z USA. Izraelski wywiad we współpracy z CIA zaplanował i zrealizował jedną z najsłynniejszych misji w historii Mossadu. Ściśle tajna operacja „Mojżesz” polegała na transporcie etiopskich Żydów belgijskimi liniami rejsowymi do Izraela, z międzylądowaniem w Brukseli. W ten sposób w ostatnich miesiącach 1984 roku udało się ocalić 7800 Felaszów przebywających na terytorium Sudanu. Niestety, na skutek nieodpowiedzialnego zachowania kilku izraelskich polityków z ówczesnym premierem Szymonem Peresem włącznie tajemnica została ujawniona i „Mojżesz” nie zdołał wyprowadzić całego swojego ludu. Krótko po definitywnym zaprzestaniu operacji na osobisty rozkaz wiceprezydenta USA do działania przystąpili agenci CIA. Wywieźli samolotami ostatnich 500, pozostałych w Sudanie Felaszów bezpośrednio do Izraela.
W Etiopii pozostawało jednak nadal kilka tysięcy Żydów, modlących się nieustannie o swój exodus do ziemi obiecanej. Setki rodzin rozdartych między Etiopią a Izraelem na kolejne lata pozostało za zatrzaśniętymi drzwiami. Operacja „Salomon” była następną, udaną próbą ewakuacji etiopskich Żydów, możliwą dzięki wykorzystaniu splotu wydarzeń na afrykańskiej arenie politycznej. Wojna domowa w Etiopii dawała szansę na wznowienie negocjacji z upadającym rządem Mengistu, którą władze Izraela skwapliwie wykorzystały. W 1991 roku przy znaczącym arbitrażu USA Izrael „rzutem na taśmę” ustalił z upadającą dyktaturą Mengistu warunki, na jakich wykupiono pozostających w Etiopii Felaszów. Za cenę 35 mln dolarów i obietnicy udzielenia prominentom etiopskim azylu w USA operacja „Salomon” mogła się rozpocząć. W ewakuacji wzięły oddziały IDF (Siły Obronne Izraela), lotnictwo wojskowe i cywilne samoloty El Al, którym w ciągu kilkudziesięciu godzin udało się przetransportować do Izraela 14400 uchodźców.
Jednak dla czarnoskórych Żydów był to zaledwie koniec jednego z etapów ich exodusu. Dotarcie do ziemi obiecanej oznaczało początek nowego, być może najdłuższego rozdziału tej epopei. Wysiadając z brzucha stalowego ptaka, jak postrzegali transportujące ich samoloty eskortowani byli przez białoskórych Żydów mówiących nieznanym językiem do świata, który w niczym nie przypominał biblijnego Kanaanu. Proces asymilacji afrykańskich imigrantów chyba nigdy nie był tak trudny i złożony, jak w tym przypadku. Etiopczycy mieli do pokonania niemal wszystkie możliwe bariery z kulturową, językową i religijną włącznie, chcąc w krótkim czasie nadrobić wieki cywilizacyjnego zacofania. Nie są również skłonni do poddania się procedurom konwersji na judaizm rabiniczny, którą wymuszają na nich ortodoksyjni rabini i izraelskie prawo. Coraz częściej stykają się z objawami jawnej dyskryminacji lub wręcz rasizmu ze strony Izraelczyków, zwłaszcza tych o aszkenazyjskich korzeniach.
Dziś czarnoskórzy Izraelczycy to stosunkowo uboga i słabo wykształcona, licząca około 130 tysięcy ludzi społeczność. Ich niska pozycja społeczna wynika w dużej mierze z symptomatycznych cech wykluczenia społecznego. Są to niewątpliwie skutki problemów adaptacyjnych wynikających z wielowymiarowych różnic z kolorem skóry włącznie. Akulturacja to proces często wielopokoleniowy, którego łagodny przebieg rzadko jest możliwy przy tak dużych różnicach. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat historii współczesnego Izraela doświadczyli tego w różnym stopniu uczestnicy wszystkich Aliji. Część grup etnicznych zachowała swoją odrębność żyjąc w hermetycznych środowiskach.
O specyfice i wyjątkowości państwa Izrael, jego społeczeństwa i sytuacji geopolitycznej nie trzeba dziś nikogo przekonywać. Ta odmienność powoduje, że wszelkie negatywne zjawiska społeczne widoczne są z perspektywy lupy powiększającej. Światowa opinia publiczna obojętnie przechodzi wobec dramatów o wielkiej skali w innych regionach, nie dając Izraelowi taryfy ulgowej. Na pozór lokalne i incydentalne wydarzenia w Izraelu urastają do globalnej sensacji, zaś jedyne demokratyczne państwo na Bliskim Wschodzie ukazywane jest jako totalitarna dyktatura syjonistycznych nacjonalistów.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Maj 2015

20150522_Felasze_1000

Nowa Alija – czy Europę czeka masowa emigracja Żydów do Izraela?

„Żydzi zasługują na bezpieczeństwo w każdym państwie, a my mówimy naszym żydowskich braciom i siostrom: Izrael jest waszym domem” – tymi słowami premier Netanjahu wezwał Żydów z europejskiej diaspory do masowej emigracji do Izraela. Apel ten był oficjalną reakcją na ostatnie akty terrorystyczne w Danii i we Francji, których ofiarami padli żydowscy obywatele tych państw. Słowa izraelskiego szefa rządu wywołały ostry sprzeciw prezydenta Francji Francois Hollanda i niektórych przedstawicieli gmin żydowskich.

Z jednej strony apel do Żydów europejskich był prawdopodobnie elementem wyborczej kampanii Netanjahu, niemniej spektakularnym niż jego wystąpienie w amerykańskim kongresie w sprawie zahamowania irańskiego programu nuklearnego.

Obok politycznego tła i faktycznych motywacji równolegle nasuwają się historyczne skojarzenia. Niespełna 80 lat temu identyczne w wymowie hasła proklamował przywódca rewizjonistycznego odłamu syjonistów Włodzimierz Lew Żabotyński. W latach 30 ubiegłego wieku ten radykalny przywódca Ruchu Rewizjonistycznego podejmował wiele kontrowersyjnych działań mających na celu skłonienie jak największej liczby europejskich Żydów do powrotu do Syjonu. Kontrowersje te wynikały głównie ze skrajnie nacjonalistycznych haseł, jak również zawieranych sojuszy. Negocjacje prowadzone przez Żabotyńskiego z narodowymi socjalistami w Niemczech, a wcześniej układanie się z przedstawicielami ukraińskiego rządu na wychodźtwie z Szymonem Petlurą na czele (zajadłym antysemitą, odpowiedzialnym za liczne pogromy na Żydach) to najcięższe zarzuty kierowane wobec Żabotyńskiego. Młodzieżowe skrzydło organizacji Żabotyńskiego – Bejtar jeszcze po dojściu Hitlera do władzy współpracowało z nazistami, a ich stosunki do pewnego momentu układały się poprawnie. Główną tego przyczyną była chwilowa zgodność interesów pomiędzy syjonistami i faszystami – obydwu grupom zależało na wysiedleniu Żydów do Palestyny. Ten sam cel, choć realizowany innymi środkami mieli syjoniści skupieni wokół bengurionowskiej Hagany, o laburzystowskiej orientacji politycznej. Podpisanie w 1933 roku porozumienia Haawara (hebr. Przeniesienie) spełniało komplementarne dążenia niemieckich władz i syjonistów. Mariaż syjonistów z faszystami jest do dziś kłopotliwą kartą w historii powstania państwa żydowskiego. Po części przyczyną tego była bardzo skomplikowana sytuacja, w jakiej musiał działać Jiszuw (Agencja Żydowska i żydowskie osadnictwo w Palestynie), lawirując pomiędzy brytyjskimi limitami ograniczającymi osadnictwo żydowskie w Palestynie, a powszechną niechęcią zasymilowanych Żydów europejskich do przesiedlenia.

Trzeźwa ocena polityki syjonistów nie może być jednak pozbawiona historycznego kontekstu i spojrzenia z perspektywy ówczesnej wiedzy na temat kierunku, w jakim zmierzali faszyści. Lata 30 w Niemczech to dla niemieckich Żydów początek prześladowań, ale jednocześnie żywiona powszechnie nadzieja, że ów stan jest przejściowy. Nikt wówczas nie spodziewał się jakie rozmiary przyjmie „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Trudno jest, zagłębiając się w historyczne tło polityczno-społeczne jednoznacznie ocenić niektóre aspekty działań syjonistów. Tymczasem ten uwarunkowany politycznie epizod jest do dziś wykorzystywany zarówno przez ugrupowania polityczne, opozycyjne do nacjonalistów, jak również przez antysyjonistyczne środowiska arabskie. W drugim wypadku prymitywna retoryka sprowadza się do stawiania znaku równości pomiędzy swastyką a tarczą (gwiazdą) Dawida. Nawiasem mówiąc ci, którzy wykorzystują tę symbolikę zdają się zapominać, że jednym z największych sojuszników Hitlera na Bliskim Wschodzie był wielki muffi Jerozolimy Mohammad Amin al-Husajni.

Ostrzeżenia kierowane do europejskich Żydów między innymi przez Żabotyńskiego okazały się prorocze w całym swoim przerażającym wymiarze. Przetrwali Ci, którzy ulegając apelom syjonistów znaleźli schronienie przed Holokaustem w Ziemi Obiecanej i urealnili wielkie marzenie o Domu Izraela.

Niewątpliwie i dziś nadrzędnym dążeniem Izraela jest sprowokowanie nowej fali przesiedleń Żydów europejskich do Syjonu. Wobec nieproporcjonalnie wysokiego przyrostu naturalnego palestyńskich Arabów w stosunku do Żydów jedyną drogą na przetrwanie Izraela wydaje się być nowa Alija. Napływ fali świeżej emigracji to sprawdzona strategia na problem demograficzny. Tym bardziej, jeśli nowymi Izraelczykami będą dobrze wykształceni i zamożni przybysze z krajów rozwiniętych.

Zasadniczym celem tych rozważań jest odpowiedź na pytanie – czy intencjonalna wypowiedź Netanjahu znajduje uzasadnienie w realnym zagrożeniu bezpieczeństwa tej grupy i czy owe zagrożenie jest porównywalne z tym sprzed blisko 80 lat?

Szczególna różnica tkwi w źródle tego zagrożenia. Nie są nim teraz rdzenni mieszkańcy Starego Kontynentu, a przybysze z krajów muzułmańskich, wyznawcy skrajnego islamu. Oczywistym jest twierdzenie, że terroryzm islamski stanowi zagrożenie niemal dla wszystkich Europejczyków, jednak pamiętać należy, że dla dżihadu nadrzędnym celem od początku był naród hebrajski.

Nie będzie to dla kogokolwiek pocieszeniem, że europejskie władze nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa komukolwiek. Czy to Żydom, Chrześcijanom czy każdej innej grupie, którą może wziąć na celownik islamski terrorysta. Wynika z tego konkluzja, że Ziemia Izraela trwająca w stanie nieustannego zagrożenia ze strony wrogich sąsiadów może okazać się bezpieczniejsza niż ogarnięta liberalną obsesją Europa. W tym wypadku wezwanie Netanjahu może nie być jedynie histeryczną obawą o los europejskich braci lub wyrazem politycznego wyrachowania.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Kwiecień 2015

Izraelskie wybory – Prawica dalej u steru

Izrael wydał werdykt w przedterminowych wyborach do Knesetu. Wbrew wielu wcześniejszym opiniom szala zwycięstwa przechyliła się na prawą stronę – rządząca partia Likud pod przywództwem obecnego premiera Benjamina Netanjahu uzyskała 30 miejsc na 120 w Parlamencie. Drugą pozycję objął, typowany wcześniej w sondażach na zwycięzcę opozycyjny Blok Syjonistyczny, z 24 mandatami. Co ciekawe, trzecie miejsce przypadło sojuszowi palestyńskich partii z komunistami pod wspólną nazwą – Zjednoczona Lista Arabska, z 14 miejscami.

Pozycja „Bibiego” byłaby tak samo silna, nawet gdyby większą ilość głosów uzyskał Blok Syjonistyczny z Izaakiem Herzogiem na czele, z uwagi na wielce prawdopodobną koalicję Likudu z czterema mniejszymi partiami wchodzącymi do Knesetu. Ogłoszone w środę wyniki wyborów tym bardziej potwierdziły dominującą pozycję Likudu.

Następnym krokiem będzie przedstawienie Prezydentowi Reuwenowi Riwlinowi propozycji koalicyjnych oraz rekomendacji na szefa rządu. Będzie to najprawdopodobniej kolejna, trzecia, a czwarta w ogóle kadencja Benjamina Netanjahu na stanowisku premiera.

Analitycy przewidują dwie opcje przyszłej koalicji. Pierwsza, bardziej prawdopodobna połączy Likud z mniejszymi partiami – centrową Jesz Atid, prawicową partię Kulanu, nacjonalistyczną Ha-bajt Ha-jehudi oraz ortodoksyjną partią Szas. Druga możliwość, mniej prawdopodobna to powołanie „Wielkiej Koalicji” z Blokiem Syjonistycznym. Koncepcja teoretycznie możliwa, chociaż na razie kategorycznie odrzucana przez obu przywódców. Blok Syjonistyczny tworzą, bowiem dwa ugrupowania – liberalna partia Ruch oraz centrolewicowa Partia Pracy – odwieczny rywal Likudu.

Na izraelskiej scenie politycznej od początku istnienia państwa istniały dwie dominujące partie, które jednak do sprawowania rządów potrzebowały koalicji z mniejszymi ugrupowaniami. Nacjonalistyczny Likud od zawsze konkurował o przywództwo z Partią Pracy oraz z jej poprzedniczką Mapai. Konflikt obu ugrupowań ma korzenie sięgające jeszcze czasów brytyjskiego mandatu w Palestynie i walczących ze sobą ugrupowań syjonistycznych i ich przywódców – Dawida Ben Guriona i Menachema Begina. Przez pierwszych trzydzieści lat istnienia Erec Izrael to właśnie politycy Mapai sprawowali w nim władzę.

Dzisiejsze oczekiwania wobec Bloku Syjonistycznego dotyczyły głównie podjęcia pokojowych rozwiązań konfliktu izraelsko–palestyńskiego i prób zahamowania ekspansji osadników izraelskich na Zachodnim Brzegu. Spodziewano się również szeregu posunięć socjalnych.

Brak zainteresowania tymi kwestiami był z kolei głównym zarzutem kierowanym pod adresem Netanjahu. Część komentatorów zarzucała mu również, że swoim niedawnym wystąpieniem na forum amerykańskiego kongresu pogorszył stosunki z największym sojusznikiem Izraela. Amerykańskie wystąpienie „Bibiego” było z pewnością kłopotliwe dla kończącego swoją prezydenturę Obamy, jednak przez Republikanów Netanjahu został odebrany entuzjastycznie. Mimo wielu głosów niezadowolenia wobec dotychczasowego szefa rządu, w tym kilkudziesięciotysięcznego wiecu w Tel Awiwie, na kilka dni przez wyborami większość Izraelczyków wybrała jednak twardy i agresywny kierunek polityki realizowanej przez nacjonalistyczny Likud.

Czego więc można spodziewać się po nowych/starych władzach Izraela? Prawdopodobnie kontynuacji dotychczasowej polityki zagranicznej, skierowanej w dużej mierze na zahamowanie irańskiego programu nuklearnego i walkę z terroryzmem. O palących problemach wewnętrznych dotyczących głównie konfliktu z Palestyńczykami, pogarszającą się kondycją socjalną społeczeństwa czy doniesieniami o korupcji w szeregach władz Netanjahu niewiele lub wcale nie mówił w trakcie kampanii. Tych problemów nie da się jednak zamiatać pod dywan i nowe władze prędzej czy później będą się musiały z nimi zmierzyć.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Marzec 2015