Gettoizacja Europy

Europa Zachodnia AD 2016. Dzielnice europejskich metropolii coraz częściej przypominają futurystyczną wizję Johna Carpentera z nakręconego w 1981 roku, kultowego filmu „Ucieczka z NY”.
„No go areas” to zamknięte dla białych miejskie strefy, gdzie szariat jest jedynym obowiązującym prawem. Gettoizacja Europy w zastraszającym tempie staje się faktem, w nowej wszak odsłonie – mini kalifatów.

Belgia – Kuregem, część dzielnicy Anderlechtu zwana jest „nowym Bejrutem”;
Niemcy – telewizja ZDF porównała sytuację w niemieckich miastach do owianego czarną legendą Bronxu;
Dania – Kopenhaskie dzielnice Ishøj i Nørrebro opanowują muzułmańskie gangi, władze są bezradne;
Francja – Marsylia zwana „śródziemnomorskim Chicago” określana jest również muzułmańską stolicą Europy. Calais – prowizoryczne slamsy na kilkunastu hektarach, znane bardziej jako „dżungla” zamieszkiwana przez stale rosnącą, kilkunastotysięczną rzeszę uchodźców.
Szwecja, Norwegia, Wielka Brytania.. gettoizacja Europy, jako stały element jej krajobrazu to niestety realny scenariusz na najbliższe lata.

Czym są getta i jak ich charakter ewoluował na przestrzeni wieków?

Wydawało się, że temat gett został już dogłębnie zanalizowany i opisany. Jednoznaczne skojarzenia z Holocaustem są w pełni zrozumiałe, choć nie całkiem precyzyjne. Getto jest w związku z tym pojmowane wielorako. Jako pojęcie stricte historyczne i aktualne zjawisko socjologiczne. Z drugiej strony gettoizacja współczesna występowała przeważnie nie jako forma narzucona mieszkańcom tych enklaw, ale ich suwerenny wybór.
Przykładem mogą być getto-podobne dzielnice europejskich miast zamieszkiwane przez ludność etnicznie odmienną. Są to izolowane rewiry powstałe ze względów ekonomicznych i etnicznych lub brazylijskie fawele – gigantyczne przedmieścia biedy.
Jak widać znaczenie terminu gett zmienia się w czasie pomimo jego pejoratywnego znaczenia. Trudno przewidzieć, jaką formę przyjmie w przyszłości, jednak warto sięgnąć do genezy tego zjawiska, aby móc ocenić jego rozwój na przestrzeni wieków.

Etymologia samego terminu jest dyskusyjna. Jedna z teorii głosi, że pierwszym zamkniętym obszarem miejskim, w którym izolowano Żydów były weneckie wyspy w pobliżu San Gerolamo. Działo się w to w roku 1516 po tym jak Wenecjanie postanowili oddzielić Żydów od Chrześcijan.
Nazwa getto wywodzi się zdaniem historyków od słowa gettare oznaczającego odlewnię metalu, która wcześniej znajdowała się na tamtym terenie. Niektórzy, natomiast uważają, że genezy getta należy poszukiwać w XIII wiecznym Konstantynopolu, gdzie nowi osadnicy zakładali swoje miasteczka – il borghetto, z którego jakoby miała się wywodzić późniejsza nazwa getta.
Niezależnie jednak weneckie Ghetto Nuovo i Ghetto Vecchio dały początek tej nowej i usankcjonowanej formie fizycznej segregacji. W następnych wiekach powstawały getta w większości włoskich miast, a później również w innych krajach.
Getta nie miały wyłącznie negatywnego charakteru, bowiem z czasem stały się dla ich mieszkańców autonomiczną i bezpieczną wyspą pośród wrogiego terytorium.
Inne formy izolacji Żydów występowały na terenach carskiej Rosji, gdzie antysemityzm był oficjalną linią polityczną ówczesnej władzy.
W środkowo-wschodniej Europie Żydzi zakładali własne osady i miasteczka zwane Sztetłech – na Ukrainie po Unii Brzeskiej było ich ponad sto. Zamknięte, jednolite etniczne osady stawały się kolebką kultury Jidysz, edukacji czy Chasydyzmu.
Oprócz ograniczeń określających sfery działania ludności żydowskiej carskie ukazy wprowadzały strefy jedynie, w których dopuszczano osadnictwo żydowskie. Kolejne dekrety systematycznie ograniczały ilość i wielkość stref. Strefy osiedlenia zlokalizowane były ostatecznie na obszarach, które później weszły w terytoria Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi. Według wyników badań angielskiego historyka Luciena Wolfa około 95% ludności żydowskiej w Rosji zamieszkiwało Strefy Osiedlenia.

Nazistowska doktryna rozwinęła istniejące już metody segregacji, przekształcając je w masowy przemysł eksterminacji. Pierwszym etapem „ostatecznego rozwiązania” było utworzenie głównie na terenie okupowanej Polski prawie 400 gett. W następnym etapie część gett likwidowano koncentrując ich mieszkańców w kilku największych miastach – głównie w Warszawie, Łodzi, Białymstoku i Krakowie.  Następnym etapem dla tych, którym udało się przeżyć getto były już tylko obozy zagłady i komory gazowe.
Getto Warszawskie na obszarze niespełna 3 km mieściło około 460 tys. ludzi.
Wspomnienia świadków wskazują na to, że wiele ofiar Shoah upatrywało szans na przeżycie jedynie na terenie getta. Poza nim skazani byli na niechybną śmierć. Niewielu z nich udało się przeżyć po „aryjskiej” stronie .. pozostali, którzy nie posiadali wystarczających środków lub zbyt niearyjski wygląd skazani byli na gehennę getta. Żydowski policjant otwockiego getta – Calek Perechodnik w swoich niezwykle dramatycznych wspomnieniach ukazuje między innymi, jakimi sposobami próbowali ochronić siebie i rodziny polscy Żydzi. Jednym z tych sposobów było pozostanie na terenie getta i udowodnienie hitlerowskim prześladowcom swojej przydatności. W tym celu większość usilnie próbowała dostać przydział do pracy w małych manufakturach zwanych szopami na terenie getta. Do ostatniej chwili żyli złudzeniami, że pracą zdołają zasłużyć na łaskę i ocalenie od komór gazowych. Tę z jednej strony tragiczną w skutkach i naiwną postawę piętnuje bezlitośnie Perechodnik. Również ostatni dowódca ŻOB, kierujący powstaniem w Getcie Warszawskim – Marek Edelman opisywał setki tysięcy Żydów bezwolnie maszerujących na Umschlagplatz, niezdolnych do jakiegokolwiek buntu i niemal do końca wierzących w resztki miłosierdzia ze strony swoich katów.
Prawdopodobnie jedną z wielu przyczyn takiej postawy była głęboko zakorzeniona przez wieki życia w diasporze wiara w bezpieczną przystań, jaką daje getto.

Współczesne pojęcie getta, mimo, że nosi silne piętno Holocaustu ma z nim niewiele wspólnego. W praktyce daje się zdefiniować jedynie w samej istocie, którą sformułował jeden z twórców Szkoły Chicagowskiej Louis Wirth. W pracy zatytułowanej The Ghetto Wirth oparł swoje wnioski na obserwacji chicagowskiej dzielnicy żydowskiej. Różnica między opisywanym zjawiskiem a gettem w kontekście Shoah jest jednak taka jak między amerykańską diasporą żydowską a tragicznymi losami europejskich Żydów w czasie II Wojny Światowej.  W ocenie Wirtha getto jest zjawiskiem społecznym i psychologicznym, odnoszącym się bardziej do stanu umysłu niż jego fizycznego odniesienia. Mieszkańcami gett są w tym przypadku ludzie o niskim statusie ekonomicznym, tworzący tzw. margines społeczny. Zygmunt Bauman w jednej z prac zatytułowanych „Życie na przemiał” brutalnie określił ich mianem ludzkich odpadów. Ludzie ci najczęściej dziedziczą swój mentalny i społeczny stan, określany jako zjawisko wykluczenia społecznego.

Tak też wypada postrzegać współczesne pojęcie getta – jako odmienne zjawisko socjologiczne, a samą gettoizację, jako swoisty znak czasów. Mianem getta przewrotnie określa się również enklawy dobrobytu, których mieszkańcy świadomie izolują się w silnie strzeżonych osiedlach, powodowani lękiem o własne bezpieczeństwo i zgromadzone dobra materialne.
Widać, zatem, że na przestrzeni wieków zjawisko getta ulega ciągłej transformacji. Socjologowie stosują kryterium historyczne do wyodrębnienia głównych typów gettoizacji.
Według takiej klasyfikacji mamy, więc getta przednowoczesne, dotyczące przede wszystkim Żydów.  W początkowej fazie ludność żydowska dobrowolnie izolowała się w bezpiecznych enklawach. Dopiero w późniejszym czasie separatyzm zaczął przybierać formę przymusową i równocześnie przybierać charakter stygmatu. Ten właśnie rasistowski charakter miały getta hitlerowskie.
Kolejnym typem są getta nowoczesne, klasyfikujące ich mieszkańców ze względu na klasę społeczną, do której przynależności decydowało kryterium ekonomiczne.
I wreszcie opisywane wyżej enklawy dobrobytu klasyfikowane są, jako getta ponowoczesne.
Współcześnie Europa w przyspieszonym tempie powraca do gettoizacji w typie przednowoczesnym, w jej początkowej fazie. Obserwując dramatyczny rozwój wypadków oraz towarzyszący temu polityczny chaos można się jednak spodziewać gettoizacji w jej kolejnej fazie – fizycznej separacji stref i całych dzielnic. Nic nie wskazuje na to, by ten proces mógł zostać zahamowany.
Eskalacja napięć między ludnością europejską a arabską jest częścią bezwzględnej strategii islamskiej wojny. Porażka multikulturowej utopii oraz próby wykorzenienia Europejczyków z judeochrześcijańskich tradycji i zasad skutecznie przyspieszyły ten proces. Naturalną konsekwencją tego zjawiska jest równolegle nasilająca się w państwach zachodnich radykalizacja i nacjonalizacja nastrojów oraz odradzanie się ruchów skrajnie nacjonalistycznych i wrogich wobec wszystkiego co „obce”.

 

Opublikowane – CEL www.portalcel.pl – Marzec 2016

CelGetto

Nowa Alija – czy Europę czeka masowa emigracja Żydów do Izraela?

„Żydzi zasługują na bezpieczeństwo w każdym państwie, a my mówimy naszym żydowskich braciom i siostrom: Izrael jest waszym domem” – tymi słowami premier Netanjahu wezwał Żydów z europejskiej diaspory do masowej emigracji do Izraela. Apel ten był oficjalną reakcją na ostatnie akty terrorystyczne w Danii i we Francji, których ofiarami padli żydowscy obywatele tych państw. Słowa izraelskiego szefa rządu wywołały ostry sprzeciw prezydenta Francji Francois Hollanda i niektórych przedstawicieli gmin żydowskich.

Z jednej strony apel do Żydów europejskich był prawdopodobnie elementem wyborczej kampanii Netanjahu, niemniej spektakularnym niż jego wystąpienie w amerykańskim kongresie w sprawie zahamowania irańskiego programu nuklearnego.

Obok politycznego tła i faktycznych motywacji równolegle nasuwają się historyczne skojarzenia. Niespełna 80 lat temu identyczne w wymowie hasła proklamował przywódca rewizjonistycznego odłamu syjonistów Włodzimierz Lew Żabotyński. W latach 30 ubiegłego wieku ten radykalny przywódca Ruchu Rewizjonistycznego podejmował wiele kontrowersyjnych działań mających na celu skłonienie jak największej liczby europejskich Żydów do powrotu do Syjonu. Kontrowersje te wynikały głównie ze skrajnie nacjonalistycznych haseł, jak również zawieranych sojuszy. Negocjacje prowadzone przez Żabotyńskiego z narodowymi socjalistami w Niemczech, a wcześniej układanie się z przedstawicielami ukraińskiego rządu na wychodźtwie z Szymonem Petlurą na czele (zajadłym antysemitą, odpowiedzialnym za liczne pogromy na Żydach) to najcięższe zarzuty kierowane wobec Żabotyńskiego. Młodzieżowe skrzydło organizacji Żabotyńskiego – Bejtar jeszcze po dojściu Hitlera do władzy współpracowało z nazistami, a ich stosunki do pewnego momentu układały się poprawnie. Główną tego przyczyną była chwilowa zgodność interesów pomiędzy syjonistami i faszystami – obydwu grupom zależało na wysiedleniu Żydów do Palestyny. Ten sam cel, choć realizowany innymi środkami mieli syjoniści skupieni wokół bengurionowskiej Hagany, o laburzystowskiej orientacji politycznej. Podpisanie w 1933 roku porozumienia Haawara (hebr. Przeniesienie) spełniało komplementarne dążenia niemieckich władz i syjonistów. Mariaż syjonistów z faszystami jest do dziś kłopotliwą kartą w historii powstania państwa żydowskiego. Po części przyczyną tego była bardzo skomplikowana sytuacja, w jakiej musiał działać Jiszuw (Agencja Żydowska i żydowskie osadnictwo w Palestynie), lawirując pomiędzy brytyjskimi limitami ograniczającymi osadnictwo żydowskie w Palestynie, a powszechną niechęcią zasymilowanych Żydów europejskich do przesiedlenia.

Trzeźwa ocena polityki syjonistów nie może być jednak pozbawiona historycznego kontekstu i spojrzenia z perspektywy ówczesnej wiedzy na temat kierunku, w jakim zmierzali faszyści. Lata 30 w Niemczech to dla niemieckich Żydów początek prześladowań, ale jednocześnie żywiona powszechnie nadzieja, że ów stan jest przejściowy. Nikt wówczas nie spodziewał się jakie rozmiary przyjmie „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Trudno jest, zagłębiając się w historyczne tło polityczno-społeczne jednoznacznie ocenić niektóre aspekty działań syjonistów. Tymczasem ten uwarunkowany politycznie epizod jest do dziś wykorzystywany zarówno przez ugrupowania polityczne, opozycyjne do nacjonalistów, jak również przez antysyjonistyczne środowiska arabskie. W drugim wypadku prymitywna retoryka sprowadza się do stawiania znaku równości pomiędzy swastyką a tarczą (gwiazdą) Dawida. Nawiasem mówiąc ci, którzy wykorzystują tę symbolikę zdają się zapominać, że jednym z największych sojuszników Hitlera na Bliskim Wschodzie był wielki muffi Jerozolimy Mohammad Amin al-Husajni.

Ostrzeżenia kierowane do europejskich Żydów między innymi przez Żabotyńskiego okazały się prorocze w całym swoim przerażającym wymiarze. Przetrwali Ci, którzy ulegając apelom syjonistów znaleźli schronienie przed Holokaustem w Ziemi Obiecanej i urealnili wielkie marzenie o Domu Izraela.

Niewątpliwie i dziś nadrzędnym dążeniem Izraela jest sprowokowanie nowej fali przesiedleń Żydów europejskich do Syjonu. Wobec nieproporcjonalnie wysokiego przyrostu naturalnego palestyńskich Arabów w stosunku do Żydów jedyną drogą na przetrwanie Izraela wydaje się być nowa Alija. Napływ fali świeżej emigracji to sprawdzona strategia na problem demograficzny. Tym bardziej, jeśli nowymi Izraelczykami będą dobrze wykształceni i zamożni przybysze z krajów rozwiniętych.

Zasadniczym celem tych rozważań jest odpowiedź na pytanie – czy intencjonalna wypowiedź Netanjahu znajduje uzasadnienie w realnym zagrożeniu bezpieczeństwa tej grupy i czy owe zagrożenie jest porównywalne z tym sprzed blisko 80 lat?

Szczególna różnica tkwi w źródle tego zagrożenia. Nie są nim teraz rdzenni mieszkańcy Starego Kontynentu, a przybysze z krajów muzułmańskich, wyznawcy skrajnego islamu. Oczywistym jest twierdzenie, że terroryzm islamski stanowi zagrożenie niemal dla wszystkich Europejczyków, jednak pamiętać należy, że dla dżihadu nadrzędnym celem od początku był naród hebrajski.

Nie będzie to dla kogokolwiek pocieszeniem, że europejskie władze nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa komukolwiek. Czy to Żydom, Chrześcijanom czy każdej innej grupie, którą może wziąć na celownik islamski terrorysta. Wynika z tego konkluzja, że Ziemia Izraela trwająca w stanie nieustannego zagrożenia ze strony wrogich sąsiadów może okazać się bezpieczniejsza niż ogarnięta liberalną obsesją Europa. W tym wypadku wezwanie Netanjahu może nie być jedynie histeryczną obawą o los europejskich braci lub wyrazem politycznego wyrachowania.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Kwiecień 2015

Izraelskie wybory – Prawica dalej u steru

Izrael wydał werdykt w przedterminowych wyborach do Knesetu. Wbrew wielu wcześniejszym opiniom szala zwycięstwa przechyliła się na prawą stronę – rządząca partia Likud pod przywództwem obecnego premiera Benjamina Netanjahu uzyskała 30 miejsc na 120 w Parlamencie. Drugą pozycję objął, typowany wcześniej w sondażach na zwycięzcę opozycyjny Blok Syjonistyczny, z 24 mandatami. Co ciekawe, trzecie miejsce przypadło sojuszowi palestyńskich partii z komunistami pod wspólną nazwą – Zjednoczona Lista Arabska, z 14 miejscami.

Pozycja „Bibiego” byłaby tak samo silna, nawet gdyby większą ilość głosów uzyskał Blok Syjonistyczny z Izaakiem Herzogiem na czele, z uwagi na wielce prawdopodobną koalicję Likudu z czterema mniejszymi partiami wchodzącymi do Knesetu. Ogłoszone w środę wyniki wyborów tym bardziej potwierdziły dominującą pozycję Likudu.

Następnym krokiem będzie przedstawienie Prezydentowi Reuwenowi Riwlinowi propozycji koalicyjnych oraz rekomendacji na szefa rządu. Będzie to najprawdopodobniej kolejna, trzecia, a czwarta w ogóle kadencja Benjamina Netanjahu na stanowisku premiera.

Analitycy przewidują dwie opcje przyszłej koalicji. Pierwsza, bardziej prawdopodobna połączy Likud z mniejszymi partiami – centrową Jesz Atid, prawicową partię Kulanu, nacjonalistyczną Ha-bajt Ha-jehudi oraz ortodoksyjną partią Szas. Druga możliwość, mniej prawdopodobna to powołanie „Wielkiej Koalicji” z Blokiem Syjonistycznym. Koncepcja teoretycznie możliwa, chociaż na razie kategorycznie odrzucana przez obu przywódców. Blok Syjonistyczny tworzą, bowiem dwa ugrupowania – liberalna partia Ruch oraz centrolewicowa Partia Pracy – odwieczny rywal Likudu.

Na izraelskiej scenie politycznej od początku istnienia państwa istniały dwie dominujące partie, które jednak do sprawowania rządów potrzebowały koalicji z mniejszymi ugrupowaniami. Nacjonalistyczny Likud od zawsze konkurował o przywództwo z Partią Pracy oraz z jej poprzedniczką Mapai. Konflikt obu ugrupowań ma korzenie sięgające jeszcze czasów brytyjskiego mandatu w Palestynie i walczących ze sobą ugrupowań syjonistycznych i ich przywódców – Dawida Ben Guriona i Menachema Begina. Przez pierwszych trzydzieści lat istnienia Erec Izrael to właśnie politycy Mapai sprawowali w nim władzę.

Dzisiejsze oczekiwania wobec Bloku Syjonistycznego dotyczyły głównie podjęcia pokojowych rozwiązań konfliktu izraelsko–palestyńskiego i prób zahamowania ekspansji osadników izraelskich na Zachodnim Brzegu. Spodziewano się również szeregu posunięć socjalnych.

Brak zainteresowania tymi kwestiami był z kolei głównym zarzutem kierowanym pod adresem Netanjahu. Część komentatorów zarzucała mu również, że swoim niedawnym wystąpieniem na forum amerykańskiego kongresu pogorszył stosunki z największym sojusznikiem Izraela. Amerykańskie wystąpienie „Bibiego” było z pewnością kłopotliwe dla kończącego swoją prezydenturę Obamy, jednak przez Republikanów Netanjahu został odebrany entuzjastycznie. Mimo wielu głosów niezadowolenia wobec dotychczasowego szefa rządu, w tym kilkudziesięciotysięcznego wiecu w Tel Awiwie, na kilka dni przez wyborami większość Izraelczyków wybrała jednak twardy i agresywny kierunek polityki realizowanej przez nacjonalistyczny Likud.

Czego więc można spodziewać się po nowych/starych władzach Izraela? Prawdopodobnie kontynuacji dotychczasowej polityki zagranicznej, skierowanej w dużej mierze na zahamowanie irańskiego programu nuklearnego i walkę z terroryzmem. O palących problemach wewnętrznych dotyczących głównie konfliktu z Palestyńczykami, pogarszającą się kondycją socjalną społeczeństwa czy doniesieniami o korupcji w szeregach władz Netanjahu niewiele lub wcale nie mówił w trakcie kampanii. Tych problemów nie da się jednak zamiatać pod dywan i nowe władze prędzej czy później będą się musiały z nimi zmierzyć.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Marzec 2015

Oblicza wojny, ciąg dalszy

Jeśli ktokolwiek żywi przekonanie, że przepowiedziane w Księdze Objawienia czasy prześladowań Chrześcijan są zbyt odległe, by się ich obawiać powinien zrewidować swoje poglądy na ten temat. Nasilenie terroru wobec ludzi choćby wywodzących się ze społeczności chrześcijańskiej nabiera charakteru totalnej wojny islamu z całym światem.

Fala rewolucyjnych przewrotów w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie wraz z obaleniem panujących tam dyktatur utorowała drogę do władzy skrajnie ekstremistycznym ugrupowaniom islamskim. Wzorem rewolucji Chomeiniego w Iranie, sprzed ponad 35 lat państwa te opanowała epidemia religijnego terroru. Wielu komentatorów wyrażało wówczas uzasadnione obawy czy wzorowana na europejskim modelu demokracja ma szanse trafić na podatny grunt w tym regionie. Obawy te nie były wówczas poprawne politycznie i jeśli je wyrażano to w nader ostrożny sposób, by nie mącić powszechnej euforii towarzyszącej Arabskiej Wiośnie. Szybko jednak okazało się, że demokratycznie wybierani przywódcy w Trypolisie, Tunisie czy Kairze wywodzą się w prostej linii z fundamentalnych ugrupowań islamskich. Nie tracąc czasu na dyplomatyczne zabiegi czy polityczny PR przedstawiciele nowych władz ustanawiają powszechne prawo szariatu i bezwzględny despotyzm religijny. Z dzisiejszej perspektywy nie sposób powiedzieć czy istnieje dla tych krajów inna droga niż wybór między znanymi wcześniej modelami dyktatury a anarchią. Przykład Egiptu wydaje się tu być najbardziej przekonywujący. Rządy Mubaraka dawały, bowiem względną stabilizację w regionie i umożliwiały pokojową koegzystencję z sąsiadami, zwłaszcza z Izraelem. Nie jest to próba gloryfikacji tej formy sprawowania władzy, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to wybór mniejszego zła. Podobieństwo można odnieść do pozostałych krajów w tym obszarze.

Na arenę wojny wkroczyła tym razem Libia, w której od obalenia reżimu Muammara Kadafiego nie udało się doprowadzić nawet do względnej stabilizacji. Kraj ten podzielony przez dwuwładzę w Trypolisie i Tobruku stoi na progu ogłoszenia kolejnego kalifatu państwa islamskiego. Środkiem do tego celu są barbarzyńskie masakry Chrześcijan. 12 Lutego libijscy dżihadyści dokonali egzekucji 21 egipskich robotników wyznania koptyjskiego, a nagrany film opublikowali w sieci.

Na uwagę zasługuje natomiast bezkompromisowa reakcja Prezydenta Egiptu Abd el-Fatah es-Sisi, który w odwecie za zbrodnie IS wydał rozkaz zbombardowania pozycji dżihadystów libijskich. Akcję lotnictwa egipskiego poparły oficjalne władze libijskie w Tobruku oraz część podległych im sił powietrznych. W odwecie, tuż po nalotach dżihadyści z IS porwali kolejną grupę egipskich Chrześcijan, tym razem 35 osób. Ich los w chwili pisania tych słów jest nieznany..

Zbrodnie ISIS w Syrii i Iraku, ostatnio również w Libii, zbierają krwawe żniwo. Masakry dokonywane na nigeryjskich Chrześcijanach przez Boko Haram to dziś tragiczna codzienność. Realne zagrożenie ze strony dżihadystów w Europie powoduje narastającą psychozę wśród mieszkańców Starego Kontynentu. Obawy te są w pełni uzasadnione, bo zgodnie z czarnymi scenariuszami bojownicy ISIS umacniają swoje przyczółki w basenie Morza Śródziemnego. Bezsilność polityków, zwłaszcza europejskich jedynie potęguje ten stan. Wobec spektakularnych aktów przemocy i zamachów przeciwstawiają oni niewiele znaczące gesty sprzeciwu i oburzenia. Jednocześnie wysyłają w stronę islamistów dowody swojej bezsilności i niekonsekwencji. Jak inaczej można, bowiem postrzegać niedawną decyzję Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu nakazującemu polskim władzom wypłatę odszkodowań dla uwięzionych w tajnym więzieniu CIA w Starych Kiejkutach islamskich terrorystów.

Kolejny raz w historii europejscy politycy starają się w nieskończoność odwlekać moment ogłoszenia stanu zagrożenia wojną. Wojną niekonwencjonalną, w której należy podejmować zdecydowane i odważne decyzje, również militarne. Wydarzenia na Ukrainie i groteskowa farsa rozgrywana przez polityków UE z Kremlem jedynie dowodzą słabości brukselskich elit. Wyznaczają również granice, do jakich mogą się niemal bezkarnie posuwać islamscy terroryści na terytorium Europy. Wbrew złudnym nadziejom laicyzacja i odżegnywanie się od fundamentów judeochrześcijańskich nie uchroni Europy od agresji dżihadu. Wręcz przeciwnie, brak tych fundamentów drastycznie osłabia Europejczyków, czego doskonałą świadomość mają islamiści.

Globalizacja pokazuje swoje mroczne oblicze – żadne wydarzenie na świecie nie jest na tyle odległe, by nie stanowiło realnego zagrożenia dla państw europejskich. Pojęcie bezpieczeństwa, jeśli nie ulegnie całkowitemu przewartościowaniu pozostanie jedynie tragiczną w skutkach iluzją. W pełni realnie zdają się brzmieć słowa jednego z libijskich oprawców, wypowiedziane tuż przed egzekucją 21 Koptów – „O bezpieczeństwie Wy krzyżowcy możecie tylko pomarzyć”. Paradoksalnie, użyte przez tego barbarzyńcę określenie – Krzyżowcy, powinno jednoczyć wszystkich Chrześcijan niezależnie od denominacji, pochodzenia i różnic teologicznych.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Luty 2015

Paryski zamach – oblicza wojny

Kolejna tragedia wstrząsnęła Europą i rozpaliła do czerwoności światowe media. Blady strach opanował stolice państw zachodnich. Reakcją jest bezsilna wściekłość na okrucieństwo islamskiego terroru i jak zwykle dość płytkie refleksje płynące z wypowiedzi przedstawicieli mediów i polityki.

Upłynie jeszcze trochę czasu i farby drukarskiej zanim opadną emocje wywołane zamachem terrorystycznym na paryską redakcję tygodnika „Charlie Hebdo”. Komentarze medialne są, jak zwykle w takich tragicznych okolicznościach pełne współczucia mieszanego z oburzeniem i sprzeciwem wobec przemocy. Międzynarodowe media zgodnie określają zamach na tych ludzi, jako atak na wolność słowa i europejską demokrację. Jak na razie odpowiedzią na krew ofiar są znane wszystkim slogany i wzniosłe gesty. Czy można spodziewać się więcej ze strony europejskim decydentów – wątpliwe.

W tym przypadku ilość ofiar – 10 dziennikarzy i dwóch policjantów jest nawet jak na francuskie i europejskie realia wstrząsająca. Zamachu dokonali prawdopodobnie terroryści powiązani z ISIS – irackim państwem islamskim. To, co wyróżnia ten atak terrorystyczny od tych dokonywanych na przypadkowych osobach jest jego celowość. Ofiarami padli, bowiem dziennikarze satyrycznego periodyku znanego z profanowania nie tylko islamu, lecz przejawów jakiejkolwiek religijności. „Charlie Hebdo” jest, bowiem lewackim wydawnictwem, które już wcześniej wielokrotnie „naraziło” się muzułmanom, nie tylko fundamentalnym. Z właściwą sobie ironią i dość płytką retoryką, jak na tego typu wydawnictwa przystało autorzy kpili ze wszystkich przejawów religijności z islamem na czele. W ostatnim czasie, co prawdopodobnie było bezpośrednią przyczyna zaplanowania tego zamachu były opublikowane na łamach „Charlie Hebdo” żarty na temat przywódcy i kalifa ISIS – Abu Bakr al-Baghdadi.

Fundamentaliści państwa islamskiego od 2013 roku mordują ludność o jakiejkolwiek odmienności wyznaniowej na terenach Iraku i Syrii. Na ich celowniku oprócz Chrześcijan znajdują się również pozostali wyznawcy islamu – Szyici, Alawici czy nawet umiarkowani Sunnici. Dopóki jednak do zbrodni dochodzi poza terenem Europy czy USA reakcja mediów jest nieporównywalnie mniej zauważalna dla przeciętnego człowieka. Rodzi to poczucie pozornego bezpieczeństwa wśród mieszkańców starego kontynentu oraz ich specyficzną izolację. Zamachy na terenie Europy urealniają jednak śmiertelne zagrożenie, powodując szok i utratę poczucia bezpieczeństwa.

Współczesny terroryzm islamski ewoluuje w najniebezpieczniejszą z dotychczas znanych form – zdecentralizowanej i rozrzuconej po całym świecie plejady małych grup terrorystycznych, działających na własną rękę i w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Drugim, nowym zagrożeniem jest pochodzenie członków tych małych, niezależnych grup. Są to fanatycy zamieszkujący światowe aglomeracje miejskie. Pozornie zasymilowani, wykształceni i pracujący w krajach zachodu trwają latami w uśpieniu. Działają na zasadach V Kolumny, nikomu nieznani, nierejestrowani wcześniej w policyjnych kartotekach. Kiedy w 2014 roku dżihadyści proklamowali państwo islamskie i ogłosili kalifat pod nazwą ISIS (Islamic State of Iraq and Sham), w szeregach tej paramilitarnej organizacji znajdowali się głównie sunniccy ekstremiści. Szybko jednak rozpoczęto rekrutację pośród pochodzących z Europy ekstremistów i fanatyków. Ich liczebność stale wzrasta i wciąż trwa nabór bojowników w krajach Europy Zachodniej, Australii i USA.

Pochylając się nad tragedią ofiar paryskiego zamachu warto jednocześnie pamiętać, że prawdopodobnie większość z nich miała świadomość, przynajmniej teoretyczną ponoszonego ryzyka. Zwłaszcza, że otrzymywali już wcześniej ostrzeżenia – w 2011 roku redakcja wydawnictwa została podpalona tuż po publikacji komentarza na temat wyborów w Tunezji, wygranych przez ugrupowanie islamskie.

Chrześcijanie masowo eksterminowani na Bliskim Wschodzie giną wyłącznie z powodu swojej Wiary.

Możliwe, że na skutek paryskiego zamachu i psychozy nim wywołanej liczba osób uprawiającej tę formę walki z islamem ulegnie znacznej redukcji. Paryski zamach to kolejny sygnał wysłany przez ekstremistyczny świat islamu – publicyści mogą bezkarnie atakować przedstawicieli wszystkich wyznań za wyjątkiem islamu. Za obrażanie Chrześcijan czy Żydów nie grozi im, bowiem nic, poza ewentualnym procesem sądowym. Prawdopodobnie wielu z nich chcąc utrzymać swoje dotychczasowe posady obierze sobie za cel wyłącznie Chrześcijan i wyznawców Judaizmu.

Możliwe, jednak, że choć garstka z nich zdobędzie się na głębszą refleksję – atakując, choćby słowem, kpiną czy obelgą Chrześcijaństwo stają po tej samej stronie barykady, co paryscy mordercy i zbrodniarze mordujący masowo ludność Iraku i Syrii.

Niezależnie od tego, istnieje bezpośredni związek pomiędzy laicyzacją i propagowaniem antychrześcijańskich haseł w europejskim społeczeństwie i jego postępującą islamizacją. Strategia islamskich fundamentalistów jest coraz bardziej czytelna. Nie jest nią wyłącznie terror i strach – to tylko jeden z głównych jej elementów. Dominacja liczebna muzułmanów w zachodnich społeczeństwach stała się już dawno faktem demograficznym i kulturowym. Kolejnym krokiem jest odśrodkowa laicyzacja narodów mających swoje korzenie w Chrześcijaństwie. Puste miejsca po kościołach momentalnie wypełniają meczety.

Ostatnią, lecz z punktu widzenia osób wierzących najważniejszą kwestią jest świadomość, że trwająca wojna toczy się równolegle w sferze duchowej i psychicznej. Ateiści próbujący toczyć walkę wyłącznie znanymi sobie metodami nigdy nie będą w stanie pojąć motywacji i strategii fundamentalistów islamskich. Zgodnie, zaś z teorią prowadzenia wojny – nie można jej wygrać nie znając przeciwnika. To jednak zrozumieć mogą jedynie nowonarodzeni Chrześcijanie, których w Europie od lat próbuje się zneutralizować.

Opublikowane – CEL http://www.portalcel.pl – Styczeń 2015